Poetycko o kochaniu - rozmowa z Dariuszem Dłużyńskim, część III
Fot. Dariusz Dłużyński
25 lipca 2023 roku odbyła się promocja tomiku poetyckiego zatytułowanego „... bo kocham wciąż...”, którego Autorem jest jeden z najbardziej zaangażowanych i rozpoznawalnych grudziądzkich twórców - Dariusz Dłużyński. Zapraszamy do zapoznania się z wywiadem przeprowadzonym z Poetą.
REKLAMA
Zuzanna Menard: Czy uważasz, że oczekiwania Twojego otoczenia związane z pojęciem męskości różnią się diametralnie od tego, czego oczekujesz od niej Ty?
Dariusz Dłużyński: Mimo wszystko sądzę, że trudniej jest w społeczeństwie, a szczególnie w polskim, kobietom. Przez stereotypy. I dotyczą one także mężczyzn (mężczyzna nie płacze, a kobieta siedzi w domu i wychowuje dzieci). Wszystko to krzywdzi kobiety i nie pozwala im się rozwijać, a moim zdaniem kobiety są tak samo wartościowe jak mężczyźni. Nigdy nie przeczytałem, żeby jakiś naukowiec pisał o tym, że kobiety mają mniejszą wartość od mężczyzn. Bardzo niewiele pań zajmuje ważne stanowiska w państwie, chociaż uważam, że, biorąc za przykład choćby moją małżonkę, gdyby zajmowały one wysokie stanowiska, być może zapanowałby porządek (jak w moim domu).
Z.M.: Kim dla Ciebie jest kobieta?
D.D.: Kiedyś mówiłem, że nie warto pisać o czym innym niż o kobietach. W kontekście bycia mężczyzną kobieta jest dla mnie obrazem, bo mężczyzna jest wzrokowcem. Mam swoją małżonkę, którą kocham. Jest to kobieta, z którą spędziłem wiele lat życia, mamy wspaniałe dzieci, z czego jestem dumny, lecz kobieta pozostaje dla mnie obrazem - obrazem piękności, urody, kobiecości i to też dość często opisuję w swoich utworach. Nie zamykam się w ramach: mam żonę, więc nie piszę o kobietach. Piszę. Owszem, gloryfikuję swoją małżonkę, lecz gloryfikuję też kobiety. Inni ludzie gloryfikują gwiazdy filmowe, polityków i inne „badziestwo”, a ja skupiam się na kobietach i to z wielu względów i choćby dlatego że wydały nas na świat i bardzo często się w nich zakochujemy, a uważam, że nie ma nic piękniejszego niż miłość. Zarówno miłość kobiety do kobiety, jak i mężczyzny do mężczyzny - to wszystko jest piękne. Dla mnie akurat, jako osoby heteroseksualnej, miłością jest kobieta, którą kochałem przez całe życie, bo to właśnie kobiety potrafiły ściągnąć mnie na samo dno, ale potrafiły też wynieść mnie ponad wszystko. Kiedyś napisałem wiersz „A jeśli boga nie ma”. Kilka lat temu straciłem wiarę w Boga i wszędzie naokoło słyszałem, że człowiek musi mieć Boga, bez różnicy jakiego. Nie musiałem zastanawiać się długo i napisałem „A jeśli boga nie ma? Jeśli nie istnieje?/To ty jesteś mym bogiem i nic się nie zmienia/Ty wciąż mi odbierasz i wzbudzasz nadzieję/Tyś bogiem wiary i bogiem zwątpienia [...]”, a wiersz skierowany jest do kobiety, do mojej małżonki. Byłem akurat w domu, a małżonka siedziała obok, pamiętam, i miałem wtedy dylemat, bo musiałem wypełnić pewną pustkę po stracie Boga. Kiedy w Niego wierzyłem - wierzyłem mocno. To była część mojego życia. Teraz wierzę w różne siły wyższe. W ludzi, w moje wyprawy, w hobby; we wszystko, co wpływa na moje emocje. Jeżeli mam problem - słucham muzyki. Jeżeli mam problem - idę przejść się do parku. Jeżeli mam problem - obok jest małżonka, z którą mogę porozmawiać. I mogę też porozmawiać z moim przyjacielem, Mariuszem. To jest właśnie moja siła wyższa. Wydaje mi się, że człowiek zawsze jej szuka; potrzebuje czegoś wyższego od siebie, do czego się zwraca, gdy potrzebuje pomocy. Człowiek wierzy w coś większego, co może mu jakoś pomóc.
Z.M.: Czy rezygnacja z wiary w Boga wyzwoliła Cię? Nową wiarę wybrałeś sobie sam.
D.D.: Ja nie wybrałem jej sobie sam - ona była cały czas. Odkąd straciłem wiarę w Boga, stałem się pewnym człowiekiem: zacząłem tworzyć, pisać, działać dla człowieka. Przez wiele lat byłem protestantem i wiara zamykała mi oczy na innych ludzi niż tych z Kościoła. Nie byłem pewnym człowiekiem, a na innych patrzyłem jak na ludzi odmiennej wiary. Sądzę, że człowiek, zakładając kościoły i tworząc dogmaty, popsuł wiarę w siłę wyższą. Religie zostały stworzone przez egoistów, przez fanatyków; stworzono je po to, by mieć władzę nad pewną garścią ludzi. W Kościele protestanckim, do którego należałem, nie było jednak aż tak źle, bo pomagał on ludziom z zewnątrz, ale zrozumiałem, że tak czy siak to nadal pewien zamknięty krąg, który dążyłby do tego, żeby wytykać innych ludzi palcami. Kiedyś pewna organizacja religijna na początku swojego istnienia nosiła po ulicach flagi z napisem „Religia to pułapka” i, po bodajże dziesięciu latach, w ich książce przeczytałem „My jesteśmy jedyną prawdziwą religią”. Niechcący określili samych siebie.
Kolejna część wywiadu ukaże się już wkrótce!
Dariusz Dłużyński: Mimo wszystko sądzę, że trudniej jest w społeczeństwie, a szczególnie w polskim, kobietom. Przez stereotypy. I dotyczą one także mężczyzn (mężczyzna nie płacze, a kobieta siedzi w domu i wychowuje dzieci). Wszystko to krzywdzi kobiety i nie pozwala im się rozwijać, a moim zdaniem kobiety są tak samo wartościowe jak mężczyźni. Nigdy nie przeczytałem, żeby jakiś naukowiec pisał o tym, że kobiety mają mniejszą wartość od mężczyzn. Bardzo niewiele pań zajmuje ważne stanowiska w państwie, chociaż uważam, że, biorąc za przykład choćby moją małżonkę, gdyby zajmowały one wysokie stanowiska, być może zapanowałby porządek (jak w moim domu).
Z.M.: Kim dla Ciebie jest kobieta?
D.D.: Kiedyś mówiłem, że nie warto pisać o czym innym niż o kobietach. W kontekście bycia mężczyzną kobieta jest dla mnie obrazem, bo mężczyzna jest wzrokowcem. Mam swoją małżonkę, którą kocham. Jest to kobieta, z którą spędziłem wiele lat życia, mamy wspaniałe dzieci, z czego jestem dumny, lecz kobieta pozostaje dla mnie obrazem - obrazem piękności, urody, kobiecości i to też dość często opisuję w swoich utworach. Nie zamykam się w ramach: mam żonę, więc nie piszę o kobietach. Piszę. Owszem, gloryfikuję swoją małżonkę, lecz gloryfikuję też kobiety. Inni ludzie gloryfikują gwiazdy filmowe, polityków i inne „badziestwo”, a ja skupiam się na kobietach i to z wielu względów i choćby dlatego że wydały nas na świat i bardzo często się w nich zakochujemy, a uważam, że nie ma nic piękniejszego niż miłość. Zarówno miłość kobiety do kobiety, jak i mężczyzny do mężczyzny - to wszystko jest piękne. Dla mnie akurat, jako osoby heteroseksualnej, miłością jest kobieta, którą kochałem przez całe życie, bo to właśnie kobiety potrafiły ściągnąć mnie na samo dno, ale potrafiły też wynieść mnie ponad wszystko. Kiedyś napisałem wiersz „A jeśli boga nie ma”. Kilka lat temu straciłem wiarę w Boga i wszędzie naokoło słyszałem, że człowiek musi mieć Boga, bez różnicy jakiego. Nie musiałem zastanawiać się długo i napisałem „A jeśli boga nie ma? Jeśli nie istnieje?/To ty jesteś mym bogiem i nic się nie zmienia/Ty wciąż mi odbierasz i wzbudzasz nadzieję/Tyś bogiem wiary i bogiem zwątpienia [...]”, a wiersz skierowany jest do kobiety, do mojej małżonki. Byłem akurat w domu, a małżonka siedziała obok, pamiętam, i miałem wtedy dylemat, bo musiałem wypełnić pewną pustkę po stracie Boga. Kiedy w Niego wierzyłem - wierzyłem mocno. To była część mojego życia. Teraz wierzę w różne siły wyższe. W ludzi, w moje wyprawy, w hobby; we wszystko, co wpływa na moje emocje. Jeżeli mam problem - słucham muzyki. Jeżeli mam problem - idę przejść się do parku. Jeżeli mam problem - obok jest małżonka, z którą mogę porozmawiać. I mogę też porozmawiać z moim przyjacielem, Mariuszem. To jest właśnie moja siła wyższa. Wydaje mi się, że człowiek zawsze jej szuka; potrzebuje czegoś wyższego od siebie, do czego się zwraca, gdy potrzebuje pomocy. Człowiek wierzy w coś większego, co może mu jakoś pomóc.
Z.M.: Czy rezygnacja z wiary w Boga wyzwoliła Cię? Nową wiarę wybrałeś sobie sam.
D.D.: Ja nie wybrałem jej sobie sam - ona była cały czas. Odkąd straciłem wiarę w Boga, stałem się pewnym człowiekiem: zacząłem tworzyć, pisać, działać dla człowieka. Przez wiele lat byłem protestantem i wiara zamykała mi oczy na innych ludzi niż tych z Kościoła. Nie byłem pewnym człowiekiem, a na innych patrzyłem jak na ludzi odmiennej wiary. Sądzę, że człowiek, zakładając kościoły i tworząc dogmaty, popsuł wiarę w siłę wyższą. Religie zostały stworzone przez egoistów, przez fanatyków; stworzono je po to, by mieć władzę nad pewną garścią ludzi. W Kościele protestanckim, do którego należałem, nie było jednak aż tak źle, bo pomagał on ludziom z zewnątrz, ale zrozumiałem, że tak czy siak to nadal pewien zamknięty krąg, który dążyłby do tego, żeby wytykać innych ludzi palcami. Kiedyś pewna organizacja religijna na początku swojego istnienia nosiła po ulicach flagi z napisem „Religia to pułapka” i, po bodajże dziesięciu latach, w ich książce przeczytałem „My jesteśmy jedyną prawdziwą religią”. Niechcący określili samych siebie.
Kolejna część wywiadu ukaże się już wkrótce!
PRZECZYTAJ JESZCZE