Tym razem to kapitan opuścił okręt jako pierwszy
fot. archiwum
Pracownicy Warsztatu Terapii Zajęciowej w Mniszku zwrócili się do nas z prośbą, abyśmy poinformowali Was, co dzieje się obecnie w ich miejscu pracy. Stają się już bezsilni i tylko troska o podopiecznych motywuje Ich do dalszego sprawowania obowiązków. Już od trzech miesięcy nie dostają wynagrodzeń. A to wcale nie jest najgorsze.
REKLAMA
Tajemnicza choroba
Brak wynagrodzeń utrudnia nam życie, ale gorsze jest to, że nikt nie chce z nami rozmawiać – mówi jeden z instruktorów.
W rozwiązaniu trwającego już od wielu miesięcy sporu nie pomaga fakt, że jakaś „tajemnicza choroba” zaczęła atakować członków rodziny Pani Prezes Stowarzyszenia. Zarówno Ona jak i Jej córka, która jest instruktorem w placówce przebywają na zwolnieniu lekarskim. Zapewne formalnie Panie nie zapadły na tą samą chorobę, jednak zaskakuje nas ten zbieg okoliczności. Zgodnie z przepisami, kiedy Prezes Stowarzyszenia przebywa na zwolnieniu lekarskim jego funkcję przejmuje Zastępca. Również w tym przypadku tak się stało. Niestety Pani Wiceprezes, która swoją funkcję pełni od niedawna zdaje się nie być władna aby podjąć jakiekolwiek decyzje.
Instruktorzy informują, że przedstawiciele Stowarzyszenia od wczoraj zupełnie przestali odbierać telefony. Czarę goryczy przelał fakt, że przedstawiciele Stowarzyszenia nie odebrali nawet pisma skierowanego do nich przez pracowników. W jego treści mogliśmy przeczytać, że żądają wypłacenia zaległych wypłat, jeżeli ich warunki nie zostaną spełnione w przeciągu 7 dni, to sprawa znajdzie swój finał w sądzie.
Złożono już pierwsze pozwy
Część pracowników WTZ w Mniszku już złożyła wnioski do sądu pracy. Są rozgoryczeni, ponieważ zawsze słyszeli, że najważniejsi są uczestnicy, a kapitan schodzi z okrętu ostatni. Niestety tym razem zszedł jako pierwszy. Wczoraj przedstawiciele pracowników spotkali się z Prezydentem Robertem Malinowskim, który nadal wyraża chęć podpisania porozumienia, które gwarantowałoby wypłatę zaległych wynagrodzeń i spłatę zadłużenia Warsztatu. Z niepotwierdzonych informacji jakie udało nam się uzyskać wynika, że zadłużenie z ostatnich miesięcy wynosi ok 200 tys. zł. W tej kwocie zawarte są m.in. zaległe rachunki, wypłaty itp. Jeżeli chodzi o zadłużenie w Urzędzie, wynosi ono prawdopodobnie ok. 16 tys. zł. Zapewne gdyby Zarząd Stowarzyszenia wyraził chęć poprawy sytuacji, mógłby dojść z Urzędem do porozumienia.
Warsztat widmo
Z jednej strony Warsztat formalnie przestał istnieć, a z drugiej 37 uczestników i 10 pracowników codziennie przychodzi do pracy. Czują się pozostawieni sami sobie bez środków do życia. A wszystko za sprawą złego zarządzania i braku odpowiedniej kontroli. To przykre, że ta sprawa znajdzie swój finał w sądzie i że cierpią na tym osoby, które powinny być chronione przez nas wszystkich. Szkoda, że tym razem kapitan zszedł z okrętu jako pierwszy, a kiedyś tak pięknie wypowiadał się o miłości, którą darzy podopiecznych, o których dziś widocznie zapomniał.
Brak wynagrodzeń utrudnia nam życie, ale gorsze jest to, że nikt nie chce z nami rozmawiać – mówi jeden z instruktorów.
W rozwiązaniu trwającego już od wielu miesięcy sporu nie pomaga fakt, że jakaś „tajemnicza choroba” zaczęła atakować członków rodziny Pani Prezes Stowarzyszenia. Zarówno Ona jak i Jej córka, która jest instruktorem w placówce przebywają na zwolnieniu lekarskim. Zapewne formalnie Panie nie zapadły na tą samą chorobę, jednak zaskakuje nas ten zbieg okoliczności. Zgodnie z przepisami, kiedy Prezes Stowarzyszenia przebywa na zwolnieniu lekarskim jego funkcję przejmuje Zastępca. Również w tym przypadku tak się stało. Niestety Pani Wiceprezes, która swoją funkcję pełni od niedawna zdaje się nie być władna aby podjąć jakiekolwiek decyzje.
Instruktorzy informują, że przedstawiciele Stowarzyszenia od wczoraj zupełnie przestali odbierać telefony. Czarę goryczy przelał fakt, że przedstawiciele Stowarzyszenia nie odebrali nawet pisma skierowanego do nich przez pracowników. W jego treści mogliśmy przeczytać, że żądają wypłacenia zaległych wypłat, jeżeli ich warunki nie zostaną spełnione w przeciągu 7 dni, to sprawa znajdzie swój finał w sądzie.
Złożono już pierwsze pozwy
Część pracowników WTZ w Mniszku już złożyła wnioski do sądu pracy. Są rozgoryczeni, ponieważ zawsze słyszeli, że najważniejsi są uczestnicy, a kapitan schodzi z okrętu ostatni. Niestety tym razem zszedł jako pierwszy. Wczoraj przedstawiciele pracowników spotkali się z Prezydentem Robertem Malinowskim, który nadal wyraża chęć podpisania porozumienia, które gwarantowałoby wypłatę zaległych wynagrodzeń i spłatę zadłużenia Warsztatu. Z niepotwierdzonych informacji jakie udało nam się uzyskać wynika, że zadłużenie z ostatnich miesięcy wynosi ok 200 tys. zł. W tej kwocie zawarte są m.in. zaległe rachunki, wypłaty itp. Jeżeli chodzi o zadłużenie w Urzędzie, wynosi ono prawdopodobnie ok. 16 tys. zł. Zapewne gdyby Zarząd Stowarzyszenia wyraził chęć poprawy sytuacji, mógłby dojść z Urzędem do porozumienia.
Warsztat widmo
Z jednej strony Warsztat formalnie przestał istnieć, a z drugiej 37 uczestników i 10 pracowników codziennie przychodzi do pracy. Czują się pozostawieni sami sobie bez środków do życia. A wszystko za sprawą złego zarządzania i braku odpowiedniej kontroli. To przykre, że ta sprawa znajdzie swój finał w sądzie i że cierpią na tym osoby, które powinny być chronione przez nas wszystkich. Szkoda, że tym razem kapitan zszedł z okrętu jako pierwszy, a kiedyś tak pięknie wypowiadał się o miłości, którą darzy podopiecznych, o których dziś widocznie zapomniał.
PRZECZYTAJ JESZCZE