W kolejce do lekarza

Ograniczona liczba miejsc na badanie u lekarzy specjalistów to jedno, a tworzące się już na kilka miesięcy przed wizytą sztuczne kolejki to drugie. Wielu pacjentów zapisuje się na badanie, jednak wyznaczonego dnia zwyczajnie na nie nie przychodzi. Podczas gdy z wolnego miejsca w ciągnącym się w nieskończoność "ogonku" mógłby skorzystać ktoś inny.

W pewnej grudziądzkiej przychodni zdrowia zbadaliśmy jak wygląda ta sprawa "od podszewki". Jedna z oczekujących przy rejestracji kobiet chciała, aby lekarz zajął się jej chorym dzieckiem. Jak się okazało – na liście nie było już ani jednego wolnego miejsca, natomiast przed gabinetem pustki. Czy są jakieś sposoby, aby poradzić sobie z tym sztucznym tłokiem?

Procedury, procedury...

Pracownicy rejestracji zapisując pacjentów na badanie do konkretnego lekarza posługują się systemem komputerowym. Jeżeli w elektronicznej liście wirtualnie obrazującej kolejkę do danego specjalisty nie ma już wolnych miejsc, nie mogą zarejestrować ani jednej osoby więcej. Co zatem zrobić, kiedy na ekranie komputera sztuczny tłok, a realnie przed drzwiami doktora ani jednej czekającej osoby? Na to pytanie pracownicy bezradnie rozkładają ręce.

Rezultat? Na badanie u niektórych specjalistów czekamy w kolejce nawet kilka miesięcy. Jeśli dziś zarejestrowalibyśmy się na wizytę u okulisty, próg gabinetu lekarskiego przekroczylibyśmy dopiero za około dwa miesiące. Podobny czas oczekiwania dotyczy także innych lekarzy, np. dermatologów.

Jak na razie nie udało się znaleźć rozwiązania, które pozwoliłoby na zlikwidowanie sztucznych kolejek.  Jedyne wejście z sytuacji to odwoływanie wcześniej umówionych wizyt. Nie każdy jednak pamięta, aby to zrobić. Kiedy  w końcu uda się znaleźć rozwiązanie tego problemu, z pewnością ułatwi to życie wielu osobom, którym do lekarza po prostu się śpieszy. Jak widać w służbie zdrowia od dawna już obowiązuje zasada: śpieszmy się powoli...

KK