Widmo strajku niepełnosprawnych coraz bardziej realne
Podczas wczorajszego spotkania wiceprezydent Ślusarski odpowiadał na wątpliwości radnych związanymi z Warsztatami Terapii Zajęciowej.
Atmosfera wokół warsztatów terapii zajęciowej robi się coraz bardziej napięta. Uczestnicy grożą, że jeżeli ratusz nie zrezygnuje z odebrania im stowarzyszenia, lokalu i dotychczasowej kierownik rozpoczną strajk i okupację budynku. Radni natomiast obawiają się, że niepełnosprawni i ich opiekunowie zwyczajnie nie zostali poinformowani, że pomimo koniecznych zmian strukturalnych, warsztaty nie przestaną istnieć.
REKLAMA
Wczoraj w ratuszu po raz kolejny powrócono do głośnego ostatnimi czasu tematu warsztatów terapii zajęciowej na Mniszku. Miasto w połowie stycznia wypowiedziało Stowarzyszeniu na Rzecz Młodzieży Niepełnosprawnej Ruchowo umowę na dofinansowanie działalności warsztatów terapii zajęciowej. Co więcej ratusz zażądał zwrotu pomieszczeń, jakie użyczył organizacji. Decyzja jest ostateczną. Na dowód czego od 1 lipca br. pieczę nad warsztatami miałby objąć inny podmiot. Jaki? Tego jeszcze nie wiadomo.
Groźba strajku
W warsztatach terapii zajęciowej obecnie uczestniczy 55 osób. Przedwczoraj przed Urzędem Miasta niepełnosprawni protestowali przeciwko odebraniu im lokalu oraz zabrania obecnemu kierownikowi WTZ, Romanie Strzeleckiej, dotychczasowej funkcji. Głos w tej sprawie zabrał również przewodniczący uczestników warsztatów terapii zajęciowej – Michał Grabowski, który swój sprzeciw wyraził w liście adresowanym do wiceprezydenta Przemysława Ślusarskiego. - Pytam pana prezydenta dlaczego taka perfidna akcja na stowarzyszenie lokal i kierownika nie miała miejsca przed wyborami samorządowymi w 2010 roku? Jak urząd twierdzi bałagan w rachunkach jest od 2007 roku – zaznaczył. Zagroził również, że jeżeli reakcja ratusza będzie negatywna, to uczestnicy warsztatów rozpoczną okupację budynku i strajk. - Nie oddamy stowarzyszenia, lokalu, 15 lat pracy pani kierownik – podkreślił przewodniczący. - Mam nadzieję, że do tego nie dojdzie, a dotychczasowa kierownik Romana Strzelecka nie dopuści do takiej sytuacji – komentuje wiceprezydent Ślusarski.
Radny zdementował plotki
Jak poinformowaliśmy, zarządzanie warsztatami terapii zajęciowej ma objąć inna organizacja. Nieoficjalnie wiadomo, że pierwsze stowarzyszenia już złożyły swoje oferty. Zdaniem pikietujących pod urzędem osób, kierownictwo nad WTZ miałoby rzekomo przejąć Stowarzyszenie Otwarte Serca OPP, którego prezesem jest Joanna Kapusta, żona zasiadającego w Radzie Miasta Pawła Kapusty. Podczas wczorajszego spotkania radny zdementował owe pogłoski. - [...] postanowiliśmy odnieść się do tego publicznie i wyjaśnić jak to naprawdę jest. Ani przez sekundę nie chcieliśmy przejąć stowarzyszenia warsztatów terapii zajęciowej – podkreślił rajca. Jak zaznaczył, początkowo w statucie stowarzyszenia widniał zapis, że powstaje ono po to, aby zorganizować i prowadzić warsztaty terapii zajęciowej. To jednak uległo zmianie. Z czasem bowiem organizacja zupełnie zrezygnowała z pierwotnych zamiarów.
W 2008 roku szefem Stowarzyszenia Otwarte Serca OPP została Joanna Kapusta. - Jednocześnie ze zmianą zarządu, zmienił się również statut stowarzyszenia. W 2008 roku wykreślono zapis mówiący o tym, że stowarzyszenie ma zamiar prowadzić warsztaty terapii zajęciowej – podkreślił radny. - Mówię to po to, żeby zdementować nieprawdziwie informacje, jakie padają. Wszyscy członkowie prowadzą działalność nieodpłatnie. Robią to dlatego, że chcą, nie dlatego żeby czerpać jakiekolwiek korzyści materialne – kontynuował. Oświadczył także, że członkom stowarzyszenia jest przykro, że ktoś usiłuje uratować swoje stowarzyszenie "po trupach" – wykorzystując do tego osoby niepełnosprawne, nieświadome tego, co się wokół nich dzieje. - Ataki personalne na prezesa stowarzyszenia, na moją żonę, świadczą tylko o poziomie osób, które tych ataków dokonują. I nie dotykają one ani mojej żony ani mnie, ale naszych podopiecznych – zaznaczył.
Problemy trwają od lat
Atmosfera, jaka towarzyszy tematowi warsztatów terapii zajęciowej coraz bardziej gęstnieje, co staje się niepokojące. Tym bardziej, że problemy WTZ – jak obrazuje powyższy przykład – zaczynają dotyczyć niezwiązanych z organizacją osób trzecich. Kiedy rozpoczęły się problemy stowarzyszenia? Jak przekonuje ratusz, trwają już od dobrych kilku lat. - Kontrola przeprowadzona w 2011 roku po raz kolejny wykazała nieprawidłowości w działalności warsztatów terapii zajęciowej szczególnie w zakresie treningu ekonomicznego uczestników, świadczące o braku nadzoru nad dysponowaniem środkami publicznymi ze strony ich kierownika. W trakcie kontroli stwierdzono między innymi przetrzymywanie pieniędzy przez kilku instruktorów, którzy pieniądze z treningu ekonomicznego uczestników wpłacali na książeczki PKO z kilkumiesięcznym opóźnieniem. W zeszytach znajdowały się adnotacje o wpłatach na książeczki PKO, natomiast w książeczkach brakowało wpłat – wylicza wiceprezydent Ślusarski.
A to nie wszystko – nieprawidłowości związanych z funkcjonowaniem placówki zdaniem ratusza było jeszcze więcej. Nieczytelne wpisy potwierdzające wydatkowane środki, lub też zupełny brak podpisów instruktorów za nie odpowiedzialnych. A tych było nie mało – choć działalność prowadzona była przez organizację pozarządową, pieniądze na jej funkcjonowanie pochodziły ze środków publicznych. Co więcej, były to spore kwoty. 90 % całości to finanse pochodzące z Państwowego Funduszu Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych, natomiast 10 % dokładał Urząd Miasta. - Maksymalne dofinansowanie ze środków PFRON na uczestnictwo jednej osoby w warsztacie wynosi 14, 996 zł – poinformował wiceprezydent. Miasto do wskazanej puli dokładało 1644 zł na jednego uczestnika. - Budżet placówki wynosi ponad 900 tys. zł rocznie. Stowarzyszenie, które dysponuje tak dużymi środkami publicznymi zobowiązane jest do przestrzegania przepisów prawa - komentuje Magdalena Jaworska-Nizioł, rzecznik prasowy ratusza.
Likwidacji nie będzie
Podczas zwołanego wczoraj spotkania podkreślono, że urzędnicy nie chcą likwidacji warsztatów, a jedynie zmiany instytucji je prowadzącej. - Decydujący wpływ na decyzję o rozwiązaniu umowy ze stowarzyszeniem miało stwierdzenie istniejących nadal rażących nieprawidłowości w działalności warsztatów – tłumaczy wiceprezydent Ślusarski. Na przykład w grudniu minionego roku dwie osoby usunięto z listy uczęszczających na warsztaty. Jak dokonano wyboru? Jak wyjaśnia ratusz, odbyło się to w drodze tajnego głosowania, które polegało na skreśleniu 2 wybranych spośród 18 nazwisk. Dlaczego akurat tylu? Tego niestety nie wyjaśniono. Urzędnicy podkreślają, że zależy im, aby zmiana podmiotu zarządzającego warsztatami odbyła się z jak najmniejszą szkodą dla najbardziej zainteresowanych – uczestników. - Zależy nam na tym, żeby płynnie odbyło się przekazanie tych warsztatów – potwierdził wiceprezydent.
Jak zakończy się sprawa warsztatów terapii zajęciowej oraz czy porozumienie pomiędzy obiema stronami zostanie ostatecznie zawarte? To okaże się wkrótce. Dziś natomiast niepokoi fakt, że w całą tę sytuację zamieszane są osoby niepełnosprawne, które między innymi brały czynny udział w pikiecie pod ratuszem.
Groźba strajku
W warsztatach terapii zajęciowej obecnie uczestniczy 55 osób. Przedwczoraj przed Urzędem Miasta niepełnosprawni protestowali przeciwko odebraniu im lokalu oraz zabrania obecnemu kierownikowi WTZ, Romanie Strzeleckiej, dotychczasowej funkcji. Głos w tej sprawie zabrał również przewodniczący uczestników warsztatów terapii zajęciowej – Michał Grabowski, który swój sprzeciw wyraził w liście adresowanym do wiceprezydenta Przemysława Ślusarskiego. - Pytam pana prezydenta dlaczego taka perfidna akcja na stowarzyszenie lokal i kierownika nie miała miejsca przed wyborami samorządowymi w 2010 roku? Jak urząd twierdzi bałagan w rachunkach jest od 2007 roku – zaznaczył. Zagroził również, że jeżeli reakcja ratusza będzie negatywna, to uczestnicy warsztatów rozpoczną okupację budynku i strajk. - Nie oddamy stowarzyszenia, lokalu, 15 lat pracy pani kierownik – podkreślił przewodniczący. - Mam nadzieję, że do tego nie dojdzie, a dotychczasowa kierownik Romana Strzelecka nie dopuści do takiej sytuacji – komentuje wiceprezydent Ślusarski.
Radny zdementował plotki
Jak poinformowaliśmy, zarządzanie warsztatami terapii zajęciowej ma objąć inna organizacja. Nieoficjalnie wiadomo, że pierwsze stowarzyszenia już złożyły swoje oferty. Zdaniem pikietujących pod urzędem osób, kierownictwo nad WTZ miałoby rzekomo przejąć Stowarzyszenie Otwarte Serca OPP, którego prezesem jest Joanna Kapusta, żona zasiadającego w Radzie Miasta Pawła Kapusty. Podczas wczorajszego spotkania radny zdementował owe pogłoski. - [...] postanowiliśmy odnieść się do tego publicznie i wyjaśnić jak to naprawdę jest. Ani przez sekundę nie chcieliśmy przejąć stowarzyszenia warsztatów terapii zajęciowej – podkreślił rajca. Jak zaznaczył, początkowo w statucie stowarzyszenia widniał zapis, że powstaje ono po to, aby zorganizować i prowadzić warsztaty terapii zajęciowej. To jednak uległo zmianie. Z czasem bowiem organizacja zupełnie zrezygnowała z pierwotnych zamiarów.
W 2008 roku szefem Stowarzyszenia Otwarte Serca OPP została Joanna Kapusta. - Jednocześnie ze zmianą zarządu, zmienił się również statut stowarzyszenia. W 2008 roku wykreślono zapis mówiący o tym, że stowarzyszenie ma zamiar prowadzić warsztaty terapii zajęciowej – podkreślił radny. - Mówię to po to, żeby zdementować nieprawdziwie informacje, jakie padają. Wszyscy członkowie prowadzą działalność nieodpłatnie. Robią to dlatego, że chcą, nie dlatego żeby czerpać jakiekolwiek korzyści materialne – kontynuował. Oświadczył także, że członkom stowarzyszenia jest przykro, że ktoś usiłuje uratować swoje stowarzyszenie "po trupach" – wykorzystując do tego osoby niepełnosprawne, nieświadome tego, co się wokół nich dzieje. - Ataki personalne na prezesa stowarzyszenia, na moją żonę, świadczą tylko o poziomie osób, które tych ataków dokonują. I nie dotykają one ani mojej żony ani mnie, ale naszych podopiecznych – zaznaczył.
Problemy trwają od lat
Atmosfera, jaka towarzyszy tematowi warsztatów terapii zajęciowej coraz bardziej gęstnieje, co staje się niepokojące. Tym bardziej, że problemy WTZ – jak obrazuje powyższy przykład – zaczynają dotyczyć niezwiązanych z organizacją osób trzecich. Kiedy rozpoczęły się problemy stowarzyszenia? Jak przekonuje ratusz, trwają już od dobrych kilku lat. - Kontrola przeprowadzona w 2011 roku po raz kolejny wykazała nieprawidłowości w działalności warsztatów terapii zajęciowej szczególnie w zakresie treningu ekonomicznego uczestników, świadczące o braku nadzoru nad dysponowaniem środkami publicznymi ze strony ich kierownika. W trakcie kontroli stwierdzono między innymi przetrzymywanie pieniędzy przez kilku instruktorów, którzy pieniądze z treningu ekonomicznego uczestników wpłacali na książeczki PKO z kilkumiesięcznym opóźnieniem. W zeszytach znajdowały się adnotacje o wpłatach na książeczki PKO, natomiast w książeczkach brakowało wpłat – wylicza wiceprezydent Ślusarski.
A to nie wszystko – nieprawidłowości związanych z funkcjonowaniem placówki zdaniem ratusza było jeszcze więcej. Nieczytelne wpisy potwierdzające wydatkowane środki, lub też zupełny brak podpisów instruktorów za nie odpowiedzialnych. A tych było nie mało – choć działalność prowadzona była przez organizację pozarządową, pieniądze na jej funkcjonowanie pochodziły ze środków publicznych. Co więcej, były to spore kwoty. 90 % całości to finanse pochodzące z Państwowego Funduszu Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych, natomiast 10 % dokładał Urząd Miasta. - Maksymalne dofinansowanie ze środków PFRON na uczestnictwo jednej osoby w warsztacie wynosi 14, 996 zł – poinformował wiceprezydent. Miasto do wskazanej puli dokładało 1644 zł na jednego uczestnika. - Budżet placówki wynosi ponad 900 tys. zł rocznie. Stowarzyszenie, które dysponuje tak dużymi środkami publicznymi zobowiązane jest do przestrzegania przepisów prawa - komentuje Magdalena Jaworska-Nizioł, rzecznik prasowy ratusza.
Likwidacji nie będzie
Podczas zwołanego wczoraj spotkania podkreślono, że urzędnicy nie chcą likwidacji warsztatów, a jedynie zmiany instytucji je prowadzącej. - Decydujący wpływ na decyzję o rozwiązaniu umowy ze stowarzyszeniem miało stwierdzenie istniejących nadal rażących nieprawidłowości w działalności warsztatów – tłumaczy wiceprezydent Ślusarski. Na przykład w grudniu minionego roku dwie osoby usunięto z listy uczęszczających na warsztaty. Jak dokonano wyboru? Jak wyjaśnia ratusz, odbyło się to w drodze tajnego głosowania, które polegało na skreśleniu 2 wybranych spośród 18 nazwisk. Dlaczego akurat tylu? Tego niestety nie wyjaśniono. Urzędnicy podkreślają, że zależy im, aby zmiana podmiotu zarządzającego warsztatami odbyła się z jak najmniejszą szkodą dla najbardziej zainteresowanych – uczestników. - Zależy nam na tym, żeby płynnie odbyło się przekazanie tych warsztatów – potwierdził wiceprezydent.
Jak zakończy się sprawa warsztatów terapii zajęciowej oraz czy porozumienie pomiędzy obiema stronami zostanie ostatecznie zawarte? To okaże się wkrótce. Dziś natomiast niepokoi fakt, że w całą tę sytuację zamieszane są osoby niepełnosprawne, które między innymi brały czynny udział w pikiecie pod ratuszem.
PRZECZYTAJ JESZCZE