22 luty 2023

Muzyka, która podpowiada

fot. TM/ZM
14 lutego jest dniem, o którym niełatwo jest powiedzieć coś odkrywczego i w taki sposób, by przy okazji nie powielić czegoś, co zostało już w dziejach ludzkości powiedziane... A jednak słówko „walentynki” co roku gości na ustach tysięcy ludzi – zarówno wielbiciele obrzędu, jak i zwolennicy teorii pod tytułem „To tylko chwyt marketingowy!” nie potrafią przejść obok niego obojętnie. Trudno zresztą byłoby przeoczyć wszystkie te drobiazgi i gadżety wyłaniające się zza szklanych witryn sklepowych. Każdego roku, bez względu na okoliczności, jesteśmy wciągani w wir rozmaitych refleksji. Czy kocham? Czy chcę kochać? Jakim człowiekiem jestem? Pytań wciąż przybywa, a odpowiedzi chowają się nieśmiało po kątach...
REKLAMA
W tegoroczne walentynki w Grudziądzu miało miejsce wydarzenie szczególne, bo niezwykle emocjonalne, a przede wszystkim – stanowiące świetny pretekst ku temu, aby spędzić czas z najbliższymi w wyjątkowy sposób. W FADO CAFE, jednej z grudziądzkich kawiarni, o godzinie 19.30 odbył się koncert, w którym swoją wizją uczuciowości podzieliły się z publicznością Małgorzata Grzanka i Maria Trętkiewicz. Małgorzata uatrakcyjniła wieczór grą na skrzypcach, Maria zaś wprowadziła słuchaczy w walentynkowy nastrój wokalem wspartym brzmieniem gitary. Wśród zaprezentowanych przez dziewczyny utworów pojawiły się między innymi prace z repertuaru Katie Melua oraz Leonarda Cohena. Nie zabrakło również wykonów bardziej rozpoznawalnych piosenek: gwiazdy wieczoru zaprezentowały Dni, których nie znamy Marka Grechuty, a także (tu bawiłam się najpiękniej) The end of the world Skeeter Davis. Dzięki uprzejmości dziewcząt, miałam szansę porozmawiać z nimi na temat relacji muzyki z emocjonalnością i nie tylko...

Zuzanna Menard: Niesamowicie gracie. Czy do koncertu podchodzicie bardziej
„formalnie” czy wolicie skupić się na tym, co dzieje się w Waszym wnętrzu?

Maria Trętkiewicz: Osobiście, do koncertów nigdy nie podchodzę jak do kwestii biznesowej, bo dla mnie takie wydarzenie to po prostu wielka frajda. Najważniejsze jest dla nas zaangażowanie.

Małgorzata Grzanka: Dla mnie koncert jest przyjemnością. Czerpię radość z tego, że mogę grać właśnie taki rodzaj muzyki, jak przykładowo poezja śpiewana i tym podobne. Absolutnie nie myślę tu o żadnej „formalności”.

Z.M.: Jak myślicie, ile intymności udało Wam się wnieść do muzyki, którą dziś zaprezentowałyście?

M.T.: To zależy od utworu. Część przedstawionych piosenek jest mojego autorstwa – I will just dance, Love song, Dreamer. Te kawałki są bardzo osobiste i wkładam w nie zdecydowanie więcej uczuć i emocji, bo sama wiem, co chcę w nich przekazać. Przeżywam też Cohena i Katie Melua, bo to moi „guru” artystyczni.
Z.M.: A inspiracje? Zapytam niedyskretnie (myślę, że w walentynki można)... Czy za Waszą grą kryją się konkretne jednostki?

M.G.: Usłyszałam całkiem niedawno pewną sentencję, że możesz grać koncert dla publiki, która zawiera miliony osób na widowni, ale, jeśli będziesz mieć świadomość, że na sali jest ta jedna osoba, będziesz grać właśnie dla tej szczególnej osoby. Skupianie się na kimś, dla kogo chcesz grać, w pewien sposób pomaga. Nie mówię, że teraz mam kogoś takiego. Aktualnie robię to bardziej dla własnej satysfakcji. Ale myślę, że idea jakiejś osoby nie byłaby taka zła.

M.T.: Tak, polecamy coś takiego (śmiech).

M.G.: A mówiąc poważnie, mimo wszystko wolimy skupić się na sobie nawzajem. Tak to odbieram podczas grania.

M.T.: Fakt. Wsparcie jest tu niezwykle ważne. Rozumiemy się i znamy swoje gusta. Gosia mówi zazwyczaj, że lubię „smęty”. Lubię rzeczy, które mnie poruszają i mają głęboki tekst.

Z.M.: W kawiarni zrobił się całkiem pokaźny tłum. Nie zakłóca on wobec tego Waszej komunikacji podczas pracy? Czy kontrolujecie reakcje drugiej strony?

M.G.: Z czasem przestaje to robić wrażenie. Aktualnie staram się skupić na chwili, na przyjemności i spełnieniu...

M.T.: Z licznością publiczności jest tak, że dla mnie na przykład większe znaczenie ma... Albo inaczej. Śpiewałam w grudniu na jarmarku. Było tam mnóstwo ludzi, ale w zasadzie tylko spacerowali, przemieszczali się, a ja stanowiłam tło. Inaczej to wyglądało w przypadku biletowanego koncertu świątecznego, gdzie między mną a publicznością była spora interakcja, mimo że ludzi było mniej niż na jarmarku. I to na koncercie czułam większą presję, a nie jest to wcale zła presja, żeby postarać się dla słuchacza. Tutaj natomiast, w lokalu, jest bardzo przyjemnie, swobodnie i podoba nam się ta atmosfera. A odchodząc od tematu – już niedługo planujemy kolejne wydarzenie. Jazz session, czyli kawałki jazzowe...

M.G.: Planujemy zmienić trochę styl, aby przypominał jazzowy. Póki co, zajmujemy się poezją śpiewaną. Jeśli o mnie chodzi, na co dzień słucham metalu symfonicznego, czyli połączenia muzyki metalowej z orkiestrą symfoniczną. Jestem otwarta na najróżniejsze gatunki. Ostatnio otworzyłam się na różne odłamy rocka i jazz właśnie, ponieważ jest to muzyka rozwijająca.

M.T.: Do jazzu zostałyśmy zachęcone przez innych muzyków i naprawdę nas
„wciągnął”. A wracając do ludzi, to tak – zdarza nam się przyglądać naszym odbiorcom. Choć teraz, gdy grałam Cohena, tata Gosi śmiał się ze mnie, bo tak się
wczułam, że śpiewałam z zamkniętymi oczami (śmiech).

M.G.: Mnie na widowni udało się, podczas grania ostatniego kawałka, zauważyć większe poruszenie wśród ludzi, bo utwór jest jednym z bardziej popularnych. W ogóle reakcje publiki są najczęściej pozytywne i napełnia mnie to dużą motywacją.

M.T.: Jestem romantyczką, więc zdarza mi się zerkać także na niektóre pary. To bardzo słodkie. Przed nami znajduje się małżeństwo i jestem poruszona tym, że mogę dzielić się muzyką z kimś, kto prawdziwie się kocha, mimo różnych doświadczeń i przejść.

M.G.: Po dwudziestu latach trwania tego małżeństwa spotkaliśmy się tu wszyscy, nasze ścieżki życiowe się przecięły – to całkiem emocjonalne, kiedy zdamy sobie z tego sprawę.

Z.M.: Sądzicie, że zakochanie, które udziela się Waszej publiczności, ma wpływ na odbiór muzyki, którą się dzielicie?

M.G.: Z pewnością. Uważam, że utwory takie jak Can't help falling in love Elvisa Presleya mają ogromny wpływ na człowieka, kiedy znajduje się w „tym stanie”; tak po prostu działa psychika człowieka – jego zmysły wyostrzają się, kiedy jest zakochany lub wręcz „chory” z miłości. Każdy z nas zna ten mechanizm. Gdy jesteśmy zakochani, słuchamy jakiegoś utworu w kółko, a przynajmniej doświadczam tego ja i kilkoro moich znajomych. Nawet, jeśli się do tego nie przyznajemy.

Z.M.: Zgadzam się z Tobą. Dzięki Wam od teraz będę „zapętlać” tytuły, jakie dziś przedstawiłyście... Bardzo dziękuję za rozmowę i Wasz czas! Oby kolejne wydarzenia przynosiły Wam tyle satysfakcji, co dzisiejsze.

Rozmawiała: Zuzanna Menard
PRZECZYTAJ JESZCZE
pogoda Grudziądz
15.7°C
wschód słońca: 04:38
zachód słońca: 20:44
REKLAMA

Kalendarz Wydarzeń / Koncertów / Imprez w Grudziądzu

kiedy
2024-05-19 15:30
miejsce
Centrum Kultury Teatr, Grudziądz,...
wstęp biletowany
kiedy
2024-05-19 18:30
miejsce
Centrum Kultury Teatr, Grudziądz,...
wstęp biletowany
kiedy
2024-05-22 20:00
miejsce
Centrum Kultury Teatr, Grudziądz,...
wstęp biletowany
kiedy
2024-05-24 19:00
miejsce
Klub Akcent, Grudziądz, Wybickiego 38
wstęp biletowany