Koncert uczniów z Ogniska Pracy Pozaszkolnej
Fot. Joanna Zasada
14 kwietnia w Klubie AKCENT w Grudziądzu odbędzie się IX edycja Koncertu podopiecznych Macieja Gburczyka z Ogniska Pracy Pozaszkolnej „Z rockiem przez młodość”. Tego dnia wystąpi między innymi zespół Melisa. Zapraszamy do zapoznania się z rozmową z wokalistką Melisy – Matyldą Ciborowską.
REKLAMA
Zuzanna Menard: Festiwal „Z rockiem przez młodość” powraca po trzyletniej przerwie. Czy brakowało Wam koncertowania w tych okolicznościach? Czy udało Wam się zrealizować w tym czasie inne projekty?
Matylda Ciborowska: Ostatni koncert w Klubie AKCENT graliśmy w poprzednim październiku, a dokładniej podczas piątej edycji festiwalu „ProgRockowy Akcent”. „Z rockiem przez młodość” wraca po trzyletniej przerwie spowodowanej między innymi przez pandemię. Na „ProgRockowy Akcent” nasz zespół został zaproszony przez The Broken Bridges, co okazało się wspaniałym doświadczeniem, bo rok przed naszym koncertem na festiwalu Melisa uczestniczyła w nim jako widownia. To było dla nas wielkim wyróżnieniem, aby móc tam zagrać. Przed pierwszym koncertem w Klubie AKCENT grywaliśmy zazwyczaj częściej w grudziądzkim teatrze.
Z.: Czy różnica między koncertowaniem w teatrze a w „Akcencie” jest bardzo zauważalna? Jeśli tak, na czym polega?
M.: W naszym teatrze akustyka jest niepowtarzalna. Ale to w „Akcencie” klimat pozwala na bliższy kontakt z publicznością. Dobrze się czuję, śpiewając w miejscu kameralnym, gdzie czuć nieco mniejszą presję. Teatr kojarzy się z wydarzeniami takimi jak na przykład uroczyste gale. W „Akcencie” natomiast to, co robimy, wydaje mi się bardziej „nasze”.
Z.: Myślisz, że to poczucie „luzu” przekłada się na jakość waszych wystąpień?
M.: Jakość koncertów to pojęcie względne. Niektórzy wolą precyzję, a inni preferują klimat. My jesteśmy zwolennikami tego drugiego. Bardzo lubimy bawić się na scenie; często wtedy rozmawiam z publicznością przez mikrofon albo żartuję razem z nią.
Z.: Na stronie internetowej Centrum Kultury Teatr w Grudziądzu możemy przeczytać, że wykonujecie utwory zespołów takich jak The Doors, Republika albo Pink Floyd. Dlaczego Wasz wybór padł akurat na nie?
M.: Tych wykonawców każdy członek Melisy lubi i zna, a o to właśnie chodzi w graniu coverów. Kiedy coś się gra z przyjemnością, przekłada się to na przyjemny odbiór wśród publiczności. Wszystkie wymienione zespoły są klasykami rocka, który wszyscy uwielbiamy. Każdy nowy utwór, którego się uczymy, jest dla nas wyzwaniem. Zresztą rock łączy wiele pokoleń. Starsi słuchacze znają tę muzę, dzięki czemu zauważamy dobre reakcje wśród publiczności, która jest różnorodna. Fajnie, że młodzi ludzie sięgają po muzykę, której słuchała w młodości starsza generacja. Wydaje mi się, że rock jest bardzo uniwersalnym spoiwem dla wszystkich pokoleń.
Z.: Co czujesz, kiedy śpiewasz przykładowo kawałki Republiki? Czy czujesz się w pewien sposób „połączona” z wokalistą, Grzegorzem Ciechowskim? Czy w ogóle istnieje takie połączenie podczas wykonywania coverów z oryginalnym wykonawcą?
M.: Podczas interpretacji tekstów innych wykonawców, czy to Ciechowskiego czy jakiegokolwiek innego artysty, zawsze czuje się trochę odpowiedzialności za przekaz, za to, żeby go nie zniszczyć. Ważne jest to, żeby nie odtwarzać kawałków; chodzi o to, aby nadać im nowe życie, jednocześnie bawiąc się przy tym. Nie jest to jakieś głębsze, duchowe połączenie, ale dbałość o wartościowy przekaz. Oczywiście podczas interpretacji należy zachować szacunek dla oryginalnego wykonawcy. Wszystko jest w granicach szacunku. Covery to generalnie grząski grunt; większość osób zna oryginały, więc stanowi to dla nas wyzwanie, bo wiemy, że fani zespołów, jakie gramy, mają wobec nas pewne oczekiwania. Najważniejszą rzeczą dla nas, jako młodego coverowego zespołu, który dopiero co pracuje nad własną twórczością, jest to, żeby dobrze bawić się na scenie i się do niej mimo wszystko nie zrażać. Tak, jak powiedziałam, trzeba w tym wszystkim mieć określone wyczucie, należy znaleźć złoty środek dobrej zabawy, pracy i szacunku do wokalistów oraz słuchaczy.
Z.: Czy 14 kwietnia podczas koncertu „Z rockiem przez młodość” będziecie stawiali przede wszystkim na covery czy zademonstrujecie także coś z repertuaru Melisy?
M.: To kwestia zastanowienia. Być może „przemycimy” do repertuaru swój kawałek.
Z.: „Z rockiem przez młodość” – tak brzmi hasło przewodnie IX edycji koncertu podopiecznych Macieja Gburczyka z Ogniska Pracy Pozaszkolnej. Jak postrzegasz relację, która zachodzi między rockiem a młodością właśnie? Czy się wzajemnie dopełniają? A może wchodzą sobie w drogę?
M.: Tak jak wspomniałam, rock w młodości jest dla mnie jak przywrócenie minionych czasów i międzypokoleniowe połączenie, gdzie wszyscy mogą być na równi ze sobą i kiedy nie ma między słuchającymi dystansu, i jesteśmy dla siebie jak duża rodzina. Wydaje mi się, że tym właśnie powinien być rock dla młodych ludzi. To nie tylko rozrywka, ale także możliwość spojrzenia na to, co było kiedyś, oraz inspiracja do tego, aby stworzyć coś nowego, czego jeszcze nie znamy. Jeśli chodzi o różnicę wiekową, jestem zdania, że podczas wydarzeń każdy z nas zbiega się „gdzieś w środku” dzięki tej muzie. Zresztą wiem, że obecnie powstają nowe gatunki rocka. Melisa przykładowo gra dużo rocka progresywnego, pod który można podciągnąć wspomniany Pink Floyd. Chociaż osobiście nie przepadam za szufladkowaniem, bo wiele z tych gatunków miesza się ze sobą, przechodzą jedne w drugie... Lubię patrzeć na całokształt jak na coś, co ma wymiar metafizyczny, a nie postrzegać to przez pryzmat gatunku muzycznego. Miło jest nie trzymać się barier.
Z.: Czy mogłabyś wyjaśnić, czym jest rock progresywny?
M.: To rock, który odbiega od klasyki. Rock progresywny podchodzi pod psychodeliczne gatunki, zawiera niespotykane metra, lecz mimo swojej oryginalności nadal „załapuje się” w ramy rocka.
Z.: Czy kiedy przygotowujecie się do tego, aby zagrać, wyobrażacie sobie swoją „idealną” grupę odbiorców?
M.: Zwykle nie myślimy o żadnej grupie docelowej. Kiedyś rozmawialiśmy nawet na ten temat w zespole i doszliśmy do wniosku, że tak naprawdę gramy dla każdego, kto ma ochotę nas posłuchać. Otrzymywaliśmy błyskotliwe opinie zarówno od starszego, jak i młodszego grona słuchaczy. Nie wydaje mi się, żebyśmy „celowali” w jedną, określoną grupę. Myślę, że w tym momencie możemy wrócić do tego, co powiedziałam wcześniej o samym gatunku, który łączy pokolenia. Fajny jest feedback od wszystkich ludzi. To cenne, kiedy dają nam rady, sugerują jakieś sensowne zmiany.
Z.: Jakie emocje wzbudza w tobie nadchodzące wydarzenie?
M.: Niezdrowego stresu zdążyłam się już wyzbyć kilka lat temu, ale zdrowy stres pozostał i jest bardzo dobry. Motywuje do tego, aby zrobić coś dobrze. Jestem raczej podekscytowana koncertem niż zdenerwowana. Jako grupa bardzo lubimy Klub AKCENT, lubimy spotykać się z innymi muzykami. Poza tym na koncercie zagramy nie tylko my; pojawi się również zespół Vanitas, dużo innych muzyków z Ogniska Pracy Pozaszkolnej, kilku solistów, a także zespołów, które kiedyś grały w OPP. Słowem – zapowiada się świetny koncert. Jesteśmy bardzo podjarani. Warto zjawić się na wydarzeniu; pojawi się pop, ciężki metal (i lżejszy) oraz rock. Bardzo dużo będzie się działo i każdy z pewnością odnajdzie 14 kwietnia coś dla siebie.
Z.: Dziękuję za rozmowę. Powodzenia na koncercie i do zobaczenia.
Matylda Ciborowska: Ostatni koncert w Klubie AKCENT graliśmy w poprzednim październiku, a dokładniej podczas piątej edycji festiwalu „ProgRockowy Akcent”. „Z rockiem przez młodość” wraca po trzyletniej przerwie spowodowanej między innymi przez pandemię. Na „ProgRockowy Akcent” nasz zespół został zaproszony przez The Broken Bridges, co okazało się wspaniałym doświadczeniem, bo rok przed naszym koncertem na festiwalu Melisa uczestniczyła w nim jako widownia. To było dla nas wielkim wyróżnieniem, aby móc tam zagrać. Przed pierwszym koncertem w Klubie AKCENT grywaliśmy zazwyczaj częściej w grudziądzkim teatrze.
Z.: Czy różnica między koncertowaniem w teatrze a w „Akcencie” jest bardzo zauważalna? Jeśli tak, na czym polega?
M.: W naszym teatrze akustyka jest niepowtarzalna. Ale to w „Akcencie” klimat pozwala na bliższy kontakt z publicznością. Dobrze się czuję, śpiewając w miejscu kameralnym, gdzie czuć nieco mniejszą presję. Teatr kojarzy się z wydarzeniami takimi jak na przykład uroczyste gale. W „Akcencie” natomiast to, co robimy, wydaje mi się bardziej „nasze”.
Z.: Myślisz, że to poczucie „luzu” przekłada się na jakość waszych wystąpień?
M.: Jakość koncertów to pojęcie względne. Niektórzy wolą precyzję, a inni preferują klimat. My jesteśmy zwolennikami tego drugiego. Bardzo lubimy bawić się na scenie; często wtedy rozmawiam z publicznością przez mikrofon albo żartuję razem z nią.
Z.: Na stronie internetowej Centrum Kultury Teatr w Grudziądzu możemy przeczytać, że wykonujecie utwory zespołów takich jak The Doors, Republika albo Pink Floyd. Dlaczego Wasz wybór padł akurat na nie?
M.: Tych wykonawców każdy członek Melisy lubi i zna, a o to właśnie chodzi w graniu coverów. Kiedy coś się gra z przyjemnością, przekłada się to na przyjemny odbiór wśród publiczności. Wszystkie wymienione zespoły są klasykami rocka, który wszyscy uwielbiamy. Każdy nowy utwór, którego się uczymy, jest dla nas wyzwaniem. Zresztą rock łączy wiele pokoleń. Starsi słuchacze znają tę muzę, dzięki czemu zauważamy dobre reakcje wśród publiczności, która jest różnorodna. Fajnie, że młodzi ludzie sięgają po muzykę, której słuchała w młodości starsza generacja. Wydaje mi się, że rock jest bardzo uniwersalnym spoiwem dla wszystkich pokoleń.
Z.: Co czujesz, kiedy śpiewasz przykładowo kawałki Republiki? Czy czujesz się w pewien sposób „połączona” z wokalistą, Grzegorzem Ciechowskim? Czy w ogóle istnieje takie połączenie podczas wykonywania coverów z oryginalnym wykonawcą?
M.: Podczas interpretacji tekstów innych wykonawców, czy to Ciechowskiego czy jakiegokolwiek innego artysty, zawsze czuje się trochę odpowiedzialności za przekaz, za to, żeby go nie zniszczyć. Ważne jest to, żeby nie odtwarzać kawałków; chodzi o to, aby nadać im nowe życie, jednocześnie bawiąc się przy tym. Nie jest to jakieś głębsze, duchowe połączenie, ale dbałość o wartościowy przekaz. Oczywiście podczas interpretacji należy zachować szacunek dla oryginalnego wykonawcy. Wszystko jest w granicach szacunku. Covery to generalnie grząski grunt; większość osób zna oryginały, więc stanowi to dla nas wyzwanie, bo wiemy, że fani zespołów, jakie gramy, mają wobec nas pewne oczekiwania. Najważniejszą rzeczą dla nas, jako młodego coverowego zespołu, który dopiero co pracuje nad własną twórczością, jest to, żeby dobrze bawić się na scenie i się do niej mimo wszystko nie zrażać. Tak, jak powiedziałam, trzeba w tym wszystkim mieć określone wyczucie, należy znaleźć złoty środek dobrej zabawy, pracy i szacunku do wokalistów oraz słuchaczy.
Z.: Czy 14 kwietnia podczas koncertu „Z rockiem przez młodość” będziecie stawiali przede wszystkim na covery czy zademonstrujecie także coś z repertuaru Melisy?
M.: To kwestia zastanowienia. Być może „przemycimy” do repertuaru swój kawałek.
Z.: „Z rockiem przez młodość” – tak brzmi hasło przewodnie IX edycji koncertu podopiecznych Macieja Gburczyka z Ogniska Pracy Pozaszkolnej. Jak postrzegasz relację, która zachodzi między rockiem a młodością właśnie? Czy się wzajemnie dopełniają? A może wchodzą sobie w drogę?
M.: Tak jak wspomniałam, rock w młodości jest dla mnie jak przywrócenie minionych czasów i międzypokoleniowe połączenie, gdzie wszyscy mogą być na równi ze sobą i kiedy nie ma między słuchającymi dystansu, i jesteśmy dla siebie jak duża rodzina. Wydaje mi się, że tym właśnie powinien być rock dla młodych ludzi. To nie tylko rozrywka, ale także możliwość spojrzenia na to, co było kiedyś, oraz inspiracja do tego, aby stworzyć coś nowego, czego jeszcze nie znamy. Jeśli chodzi o różnicę wiekową, jestem zdania, że podczas wydarzeń każdy z nas zbiega się „gdzieś w środku” dzięki tej muzie. Zresztą wiem, że obecnie powstają nowe gatunki rocka. Melisa przykładowo gra dużo rocka progresywnego, pod który można podciągnąć wspomniany Pink Floyd. Chociaż osobiście nie przepadam za szufladkowaniem, bo wiele z tych gatunków miesza się ze sobą, przechodzą jedne w drugie... Lubię patrzeć na całokształt jak na coś, co ma wymiar metafizyczny, a nie postrzegać to przez pryzmat gatunku muzycznego. Miło jest nie trzymać się barier.
Z.: Czy mogłabyś wyjaśnić, czym jest rock progresywny?
M.: To rock, który odbiega od klasyki. Rock progresywny podchodzi pod psychodeliczne gatunki, zawiera niespotykane metra, lecz mimo swojej oryginalności nadal „załapuje się” w ramy rocka.
Z.: Czy kiedy przygotowujecie się do tego, aby zagrać, wyobrażacie sobie swoją „idealną” grupę odbiorców?
M.: Zwykle nie myślimy o żadnej grupie docelowej. Kiedyś rozmawialiśmy nawet na ten temat w zespole i doszliśmy do wniosku, że tak naprawdę gramy dla każdego, kto ma ochotę nas posłuchać. Otrzymywaliśmy błyskotliwe opinie zarówno od starszego, jak i młodszego grona słuchaczy. Nie wydaje mi się, żebyśmy „celowali” w jedną, określoną grupę. Myślę, że w tym momencie możemy wrócić do tego, co powiedziałam wcześniej o samym gatunku, który łączy pokolenia. Fajny jest feedback od wszystkich ludzi. To cenne, kiedy dają nam rady, sugerują jakieś sensowne zmiany.
Z.: Jakie emocje wzbudza w tobie nadchodzące wydarzenie?
M.: Niezdrowego stresu zdążyłam się już wyzbyć kilka lat temu, ale zdrowy stres pozostał i jest bardzo dobry. Motywuje do tego, aby zrobić coś dobrze. Jestem raczej podekscytowana koncertem niż zdenerwowana. Jako grupa bardzo lubimy Klub AKCENT, lubimy spotykać się z innymi muzykami. Poza tym na koncercie zagramy nie tylko my; pojawi się również zespół Vanitas, dużo innych muzyków z Ogniska Pracy Pozaszkolnej, kilku solistów, a także zespołów, które kiedyś grały w OPP. Słowem – zapowiada się świetny koncert. Jesteśmy bardzo podjarani. Warto zjawić się na wydarzeniu; pojawi się pop, ciężki metal (i lżejszy) oraz rock. Bardzo dużo będzie się działo i każdy z pewnością odnajdzie 14 kwietnia coś dla siebie.
Z.: Dziękuję za rozmowę. Powodzenia na koncercie i do zobaczenia.
PRZECZYTAJ JESZCZE