24 październik 2023

O istocie kina autorskiego - rozmowa z Bartoszem Reetzem, cz. III

zdjęcie: O istocie kina autorskiego - rozmowa z Bartoszem Reetzem, cz. III / Fot. Bartosz Reetz
Fot. Bartosz Reetz
„Tramwaj” i „Przystanek” to filmy krótkometrażowe reprezentujące kino autorskie. Ich autorem jest reżyser, pochodzący z Grudziądza Bartosz Reetz, którego twórczość doceniono na wielu festiwalach filmowych na świecie. Zapraszamy do zapoznania się z rozmową, w której skupimy się na doświadczeniu filmowym Bartosza Reetza oraz kinie autorskim, a także tym, co je wyróżnia.
REKLAMA
Poprzednia część wywiadu

Zuzanna Menard: Którą z form filmu preferujesz jako reżyser, jako twórca? Odpowiadają Ci filmy krótkometrażowe czy pełnometrażowe? A może nie wyróżniasz żadnego z nich?

Bartosz Reetz: Nie do końca mam porównanie, bo nigdy nie pracowałem nad filmem długometrażowym. Nie jest tak, że coś lubię bardziej lub mniej; film krótkometrażowy jest po prostu naturalną drogą większości twórców do pełnego metrażu, przynajmniej w kinie fabularnym. Mała forma służy temu, aby pewnych rzeczy się nauczyć, przećwiczyć je i nauczyć się warsztatu, żeby później ewentualnie przejść do pełnego metrażu. Ze względów logistycznych i finansowych trudniejszy jest pełny metraż, natomiast trudno mi powiedzieć, co trudniej zrealizować w sensie artystycznym. Wydaje mi się, że bardzo trudną rzeczą jest stworzenie krótkiego metrażu trwającego do dziesięciu lub piętnastu minut, dlatego że jest w nim niewiele czasu na to, by coś powiedzieć. Łatwiej jest mówić coś przez pół godziny niż przez minutę, żeby miało to większy sens. Wszystko zależy od tego, na jakich kategoriach teraz się skupimy. Krótki metraż nie jest wcale taki prosty, bo piętnaście minut to niewiele czasu. I w zasadzie produkcje trwające do piętnastu minut są bardziej pewnymi wycinkami rzeczywistości lub zdarzenia niż historią. Żeby stworzyć historię, potrzeba na nią więcej czasu, aby mogła się rozwijać. Drugą sprawą jest to, że w krótszym filmie łatwiej jest zweryfikować błędy. W dużym filmie pewne rzeczy łatwiej jest ukryć, ale z drugiej strony duży film wymaga tego, żeby przez przysłowiowe dziewięćdziesiąt minut utrzymać równą jakość filmu. Często mówi się, że jakiś film w połowie staje się gorszy lub odwrotnie. Na razie trudno mi rozstrzygnąć co de facto jest trudniejsze. Kiedy zrobię pełen metraż, będę mógł się wypowiedzieć. Na ten moment myślę, że i jedno, i drugie jest trudne; robienie filmów generalnie jest trudne. Niewiele jest dobrych filmów; to nawet nie jest tak, że co drugi jest dobry. Większość filmów jest zwyczajnie przeciętna, całkiem w porządku, ale nie zachwycają mnie one jakkolwiek.

Z.M.: Jaki, według Ciebie, musi być film, aby móc nazwać go dobrym?

B.R.: Powiedzmy, że oglądam filmy, które będę dobierał do konkursów na festiwalu… Dla mnie nie jest najważniejsza historia czy treść filmu, choć wiadomo, że pewne tematy są mi bliższe, a inne nie, lecz technika, w jakiej coś zostało zrobione i mam tu na myśli przede wszystkim koncept. Interesuje mnie to, na ile ktoś jest mnie w stanie zaskoczyć, na ile ktoś jest w stanie wykorzystać elementy języka filmowego. Chodzi o to, by w filmie narracyjnym, fabularnym o krótkim metrażu zastosować coś, co usytuuje go wyżej. Bo zdarzają się sytuacje, gdzie ktoś zastosuje jedną rzecz dodatkową, która wznosi film o poziom o wyżej. Nudzą mnie filmy, które robione są w sposób poprawny, tak jakby na zaliczenie w szkole. Potrzebuję czegoś, co wskaże na to, że twórca dobrze rozważył pomysł na film, że wymyślił coś znacznie więcej. Bardzo cenię też charakterystycznych, autorskich twórców. Bo ich filmów nie mógłby zrobić ktoś inny niż oni sami. Istnieje więc wiele parametrów świadczących o tym, że film jest dobry albo nie. Dla mnie ważny jest fakt tworzenia czegoś ciekawego, bo język filmowy jest naprawdę bogaty. Film nie jest tylko wizualną prozą. I sprowadzanie filmu wyłącznie do literatury nie ma sensu, bo to dwie oddzielne kategorie. Jeżeli ktoś chce wykorzystywać mechanizmy z literatury, z prozy, i przenieść je do filmu, to w gruncie rzeczy stworzy prozę na ekranie, a nie film. Na film składają się także światło, ruch, muzyka, dźwięk, klatki, format obrazu. Jest mnóstwo składowych mających wpływ na jakość i odbiór filmu.

Z.M.: Czy nie przytłacza Cię ta wielość opcji, z których możesz skorzystać podczas tworzenia? Nagle okazuje się, że możesz zrobić film na wiele rozmaitych sposobów.

B.R.: Raczej nie. Jestem zwolennikiem minimalizmu, więc nie lubię zbyt wielu składników wrzucanych do jednego garnka, bo nie jest to dobre. Bo wtedy oznacza to, że ktoś, kto pracuje nad filmem, nie do końca wie, jaki coś ma efekt i wrzuca do swojego kotła różne przyprawy. Świadomy reżyser z kolei postępuje jak saper; on doskonale wie, że konkretny element będzie w zupełności wystarczający. Często jest tak, że w filmach wszystkiego jest za dużo i lepiej byłoby pozbyć się z nich paru składowych. Myślę, że takie przeładowanie może wynikać z tego, że tworzący nie do końca wierzą w to, że ludzie zrozumieją film odpowiednio, i nie wiedzą dokładnie, co robią.  Czasem lepiej jest zrobić coś prostego i dodać coś, co sprawi, że film stanie się lepszy, pod warunkiem, że będzie to trafne. Przed rozpoczęciem pracy z filmem warto też zadać sobie pytanie, po co ten film właściwie powstaje; czy robię go po to, by zobaczyło go w Polsce milion ludzi w kinach? czy robię go po to, by film był artystyczny? Wszystko jest kwestią wyborów. Zawsze znajdzie się jakiś minus, bo nic nie jest idealne. Robiąc film, twórca powinien wiedzieć, po co go kręci i co chce tym osiągnąć. Czy chce zrobić sobie trening, przećwiczyć coś, zapisać się trwale w historii kina, dostać na konkretny festiwal, czy przedstawić film rodzinie i znajomym… Tworząc film tak zwany „artystyczny”, wiem, że nie będzie tak, że wszyscy na ulicy będą go znali. Coś za coś.

Z.M.: Co dla Ciebie jest miarą sukcesu? Kiedy czujesz największe spełnienie jako reżyser?

B.R.: Spełniony to raczej zbyt duże słowo. Mnie na przykład cieszy to, że film spodobał się mnie samemu i nie mam poczucia, że jest on nieudany. Mam wąskie grono znajomych, współpracowników, mentora; od razu po mnie są to pierwsi krytycy i ich opinia jest dla mnie również niezwykle ważna. Festiwale natomiast są kwestią złożoną. Wiele zależy od tego, czy twórca trafi w modę, która trwa; czasem zdarza się, że spośród dwóch równie dobrych filmów wygrywa ten, jaki reprezentowany jest przez agenta sprzedaży. Nie jest wcale tak, że, gdybym nie dostał się na prawie czterdzieści festiwali z „Tramwajem”, lecz na pięć, byłbym zawiedziony. Nie. Nie powinno się uzależniać swojej oceny tylko od oceny zewnętrznej. To normalne, że świat zewnętrzny nas ocenia; wystawiając dany utwór, artysta powinien liczyć się z tym, że zostanie oceniony. Większość filmów krótkometrażowych nie jest pokazywana nigdzie, bo jest ich bardzo dużo i po prostu nikt ich nie chce. Nie jest to proste, aby gdzieś się pokazać, a co dopiero na dobrych festiwalach. Kiedy byłem z „Przystankiem” na pierwszych festiwalach, na przykład w Dreźnie, nie wierzyłem jeszcze w ten film, chociaż wiedziałem, że jest dobry. Dopiero kolejne rozmowy i późniejsze festiwale uzmysłowiły mi, że ludziom podobają się moje filmy i są one dobrze oceniane. Dodało mi to wtedy dużej pewności siebie, ale powtarzam: niech nie będzie to wyznacznikiem. Trzeba dojrzeć do obiektywnej oceny własnych możliwości. Ocena zewnętrzna jest ważna choćby przez wzgląd na PR. Większość osób ocenia większość rzeczy powierzchownie, ponieważ nie ma wystarczającej wiedzy na dany temat ani czasu. I nie mam o to pretensji. Gdyby „Tramwaj” nie był prezentowany w Grudziądzu, Gdańsku, Toruniu, Warszawie i tak dalej i nie dostawałbym się na festiwale, ktoś mógłby powiedzieć No tak, zrobił jakiś film i nikt go nie chce, więc pewnie musi być słaby. Działa tu zasada dowodu społecznego, gdyż ludzie sugerują się oceną tych, którzy teoretycznie się znają. Jeżeli na spotkaniu w Grudziądzu powiem, że mój film dostał się na trzydzieści pięć festiwali, większość zagranicznych, i otrzymałem dziesięć, piętnaście nagród, ludzie powiedzą Wow!. Poza tym, dzięki wyróżnieniom łatwiej jest otrzymać dofinansowania na duże filmy.

Z.M.: Jaki jest Twój stosunek do nagród w ogóle? Jury oceniające twórczość poszczególnych artystów bywa niekiedy, jeśli nie zawsze, subiektywne w swojej ocenie.

B.R.: Tak, jak wspomniałem, niezwykle potrzebny jest dystans. Wiadomo, że łatwiej jest później dzięki nagrodom dany film wypromować czy sprzedać. Powtarzam jednak, że przyznawanie nagród nadal jest pewną wypadkową i na jednym festiwalu mogę zostać wyróżniony, a na trzech kolejnych już nie, bo członkowie jury preferują inny rodzaj kina. Kina nie można przyrównać do produkcji zapałek czy śrubek - wszystkiego nie da się tu dokładnie wymierzyć.

Z.M.: Bardzo dziękuję za rozmowę. Czytelników zaś zachęcam do zaobserwowania działalności Bartosza Reetza, który obecnie zajmuje się również organizacją międzynarodowego festiwalu filmowego „Tramway Film Festival” (https://www.facebook.com/TramwayFilmFestival).
PRZECZYTAJ JESZCZE
pogoda Grudziądz
16.1°C
wschód słońca: 05:02
zachód słońca: 20:20
REKLAMA

Kalendarz Wydarzeń / Koncertów / Imprez w Grudziądzu

kiedy
2024-05-05 17:00
miejsce
Centrum Kultury Teatr, Grudziądz,...
wstęp biletowany
kiedy
2024-05-10 17:00
miejsce
Centrum Kultury Teatr, Grudziądz,...
wstęp biletowany
kiedy
2024-05-10 20:00
miejsce
Centrum Kultury Teatr, Grudziądz,...
wstęp biletowany
kiedy
2024-05-17 19:00
miejsce
Centrum Kultury Teatr, Grudziądz,...
wstęp biletowany