Kultura w obiektywie - rozmowa z Oliwią Kot część IV
Fot. Oliwia Kot
29 maja obchodzimy Dzień Działacza Kultury; jest to zatem doskonały moment, aby przystanąć na moment i podjąć dyskusję na temat tego, czym tak właściwie kultura jest i co się na nią składa. Czy to tylko abstrakcyjne, nic niewnoszące pojęcie? A może jednak kultura jest bardziej przyziemna i dostępna niż mogłoby się wydawać? Zapraszamy do przeczytania rozmowy z Oliwią Kot - twórczynią, której głównym zainteresowaniem jest fotografia.
REKLAMA
Poprzednia część wywiadu z Oliwią Kot
Zuzanna Menard: Czy metody Twojej pracy zawsze wyglądały w ten sposób? Czy może jednak dostrzegasz jakąś zmianę na przestrzeni lat?
Oliwia Kot: Moja estetyka bardzo dojrzała. Jeden z cykli zasługuje na szczególne wyróżnienie. Inspirowałam się wtedy Anselem Adamsem i jego pejzażami, a także ujęciami z filmu Nostalgia Andrieja Tarkowskiego. Chodziło mi o uchwycenie polskiej wsi łączącej w sobie chrześcijan i pogan wierzących w zabobony i przesądy. Inspirowałam mnie również mitologia słowiańska; jedno z moich zdjęć ukazuje klif w Orłowie - posłużyłam się nim, żeby przedstawić ląd, który powstał z rąk boskich. Efekt spotęgowało morze znajdujące się w tle. Poza tym cyklem jest jeszcze jeden, inny, z którego też jestem dumna. Zrealizowałam go wspólnie z kolegą, Hubertem Ostrowskim, który interesował się cosplayem słowiańskim. Okazało się, że pracował wtedy nad kostiumem demona słowiańskiego, nad Leszym, który w mitologii pełni funkcję gajowego, opiekuna dzikiej zwierzyny. Na cosplay składały się długie szczudła z kopytami, czaszka z porożami. To właśnie ten projekt jest moim pierwszym reportażem, gdzie skupiałam się nie tylko na walorze estetycznym, lecz także na opowiedzeniu akcji. Na zdjęciach pojawiają się również inne osoby z wiejskiej społeczności; pamiętam reakcje mieszkańców na Leszego - ich miny były niesamowite, ludzie zatrzymywali samochody, dzieci krzyczały. Fotografie są w kolorze, mimo że wcześniej korzystałam głównie z czerni i bieli.
Z.M.: Z jakim odbiorem spotyka się twoja sztuka w Grudziądzu?
O.K.: Po swojej pierwszej wystawie w Centrum Kształcenia Ustawicznego w Grudziądzu, która odbyła się wiosną tego roku, poczułam, że przynależę do określonej społeczności kulturowej. Jestem wielką fanką tego rodzaju wydarzeń. To budujące: wiedzieć, że mniejsze miasta również oferują możliwość podzielenia się swoją pracą artystyczną. Fotografie, które zademonstrowałam na Wiosennościach trochę różniły się od prac innych autorów; zaproponowałam czarno-białe portrety połączone z surowymi budynkami. Kojarzą mi się one z pierwszym wiosennym spacerem, gdy na dworze jest jeszcze zimno, a ty spacerujesz w płaszczu, mimo że słońce zaczyna się pokazywać.
Z.M.: Dziękujemy za rozmowę! Twoja pasja jest niezwykle porywająca; dobrze wiedzieć, że kultura wciąż ma szansę wzrastać między innymi dzięki osobom takim jak ty.
Zuzanna Menard: Czy metody Twojej pracy zawsze wyglądały w ten sposób? Czy może jednak dostrzegasz jakąś zmianę na przestrzeni lat?
Oliwia Kot: Moja estetyka bardzo dojrzała. Jeden z cykli zasługuje na szczególne wyróżnienie. Inspirowałam się wtedy Anselem Adamsem i jego pejzażami, a także ujęciami z filmu Nostalgia Andrieja Tarkowskiego. Chodziło mi o uchwycenie polskiej wsi łączącej w sobie chrześcijan i pogan wierzących w zabobony i przesądy. Inspirowałam mnie również mitologia słowiańska; jedno z moich zdjęć ukazuje klif w Orłowie - posłużyłam się nim, żeby przedstawić ląd, który powstał z rąk boskich. Efekt spotęgowało morze znajdujące się w tle. Poza tym cyklem jest jeszcze jeden, inny, z którego też jestem dumna. Zrealizowałam go wspólnie z kolegą, Hubertem Ostrowskim, który interesował się cosplayem słowiańskim. Okazało się, że pracował wtedy nad kostiumem demona słowiańskiego, nad Leszym, który w mitologii pełni funkcję gajowego, opiekuna dzikiej zwierzyny. Na cosplay składały się długie szczudła z kopytami, czaszka z porożami. To właśnie ten projekt jest moim pierwszym reportażem, gdzie skupiałam się nie tylko na walorze estetycznym, lecz także na opowiedzeniu akcji. Na zdjęciach pojawiają się również inne osoby z wiejskiej społeczności; pamiętam reakcje mieszkańców na Leszego - ich miny były niesamowite, ludzie zatrzymywali samochody, dzieci krzyczały. Fotografie są w kolorze, mimo że wcześniej korzystałam głównie z czerni i bieli.
Z.M.: Z jakim odbiorem spotyka się twoja sztuka w Grudziądzu?
O.K.: Po swojej pierwszej wystawie w Centrum Kształcenia Ustawicznego w Grudziądzu, która odbyła się wiosną tego roku, poczułam, że przynależę do określonej społeczności kulturowej. Jestem wielką fanką tego rodzaju wydarzeń. To budujące: wiedzieć, że mniejsze miasta również oferują możliwość podzielenia się swoją pracą artystyczną. Fotografie, które zademonstrowałam na Wiosennościach trochę różniły się od prac innych autorów; zaproponowałam czarno-białe portrety połączone z surowymi budynkami. Kojarzą mi się one z pierwszym wiosennym spacerem, gdy na dworze jest jeszcze zimno, a ty spacerujesz w płaszczu, mimo że słońce zaczyna się pokazywać.
Z.M.: Dziękujemy za rozmowę! Twoja pasja jest niezwykle porywająca; dobrze wiedzieć, że kultura wciąż ma szansę wzrastać między innymi dzięki osobom takim jak ty.
PRZECZYTAJ JESZCZE