Literatura w życiu człowieka - wywiad z Barbarą Stajkowską, część III
Fot. Barbara Stajkowska
W listopadzie bieżącego roku odbędzie się w Grudziądzu wieczorek poetycki jednej z najbardziej aktywnych grudziądzkich twórczyń literackich. Barbara Stajkowska związana jest życiem kulturalnym miasta od wielu lat; była członkinią wielu stowarzyszeń i klubów zrzeszających osoby powiązane z działalnością literacką, a także artystyczną. Dzisiaj Barbarę Stajkowską można spotkać podczas Twórczych Spotkań Przy Kawie organizowanych przez Dariusza Dłużyńskiego, podczas których dzieli się zamiłowaniem do słowa, a szczególnie poezji. Autorka wydała kilka tomików poetyckich, takich jak „Odrodzone źródło”, „Drzewa życia mego owoce”, a także „Droga ku światłu”.
REKLAMA
Poprzednia część rozmowy
Zuzanna Menard: Skąd w takim razie wzięła się Pani miłość do literatury?
Barbara Stajkowska: Nie potrafię wskazać, kto mnie do tego zainspirował, i skąd bierze się to uczucie. Poezję ukochałam jako piękną dziedzinę literatury. Czytać lubiłam od dziecka. Jako mała dziewczynka uczyłam się czytać; lubiłam robić to od deski do deski. Moja mama co prawda trochę czytała, była dość oczytaną osobą, jednak nie miała na to zbyt wiele wolnego czasu, bo musiała zająć się rodziną i dziećmi, ale nadal nie jestem w stanie wskazać, gdzie właściwie zaczęła się moja miłość do literatury. Czytanie mnie wciągnęło, można powiedzieć, jak magnes. Bez czytania nie wyobrażam sobie mojej twórczości… Pisać uczyłam się sama; składałam literki, proste wyrazy. Wydaje mi się, że najbardziej rozkrzewiło się to w szkole średniej, kiedy prowadziłam zeszyt, gdzie wpisywały mi się koleżanki i koledzy. On zapełniony był tylko do połowy, więc postanowiłam to wykorzystać; odwróciłam go, zagięłam kartki i napisałam słowo „wiersze”. Tam postanowiłam zapisywać pierwsze wiersze wynikające z uniesień, miłostek, miłości. Było to bardzo naiwne, można powiedzieć, ale stanowiło to początek i pewnie wiele osób właśnie tak zaczynało. Ja się tego nie wstydzę; do dzisiaj to [twórczość z okresu szkoły średniej - red.] mam, a oprócz tego prowadziłam także dzienniki, w których zapisywałam niemalże każdy dzień, ale w jednym z zeszytów, które traktowałam jak dzienniki, zamieszczałam też recenzje, bo ja opisywałam różne rzeczy. Na przykład podobał mi się Teatr Telewizji, który namiętnie oglądałam, nie tylko z konieczności… Czasem opisywałam po prostu to, co się wydarzyło, zarówno w życiu społecznym, jak i w moim otoczeniu. Były też listy, jedna z moich ulubionych form pisarskich, które lubiłam pisać i czytać. Gdybym nie zaczęła od prostych, trywialnych wierszy, i najprostszej prozy, dziś nie byłabym pewnie na tym etapie, na którym jestem.
Z.M.: Ciekawi mnie kwestia listów. Osobiście ubolewam nad tym, że młodsze pokolenia, mimo iż mają okazje, by pisywać do siebie w tej formie, nie robią tego. Zdaje się, że listy są dziś mało praktycznym rozwiązaniem, jeśli mówimy o komunikacji międzyludzkiej.
B.S.: Wielka szkoda, bo czytanie listów, weźmy te miłosne, to coś pięknego, naprawdę. Dzisiaj, widzę i słyszę dookoła, pisze się rzeczywiście SMS-y, MMSy; wszystko odbywa się elektronicznie. Używanie żywego słowa w ogóle zanika - młodzi ludzie rozmawiają ze sobą poprzez smartfon, nie korzystają z żywej mowy, tylko wolą spojrzeć w internet i sobie odczytać recenzję na przykład dotyczącą jakiejś lektury. A jeśli chodzi o listy: szkoda, wielka szkoda. Dzisiaj mało się pisze i nawet mało kartek wysyła się w okresach świątecznych, chociaż ja sama o nich pamiętam. Kilka listów zachowałam; lubię do nich zaglądać, bo one też mnie wzbogaciły.
Z.M.: Technologia zamyka nas na drugiego człowieka?
B.S.: Bezwzględnie tak, bo, tak jak powiedziałam, chodzi tu o żywe słowo, o rozmowę, coś żywego, coś bezpośredniego. Przepadam za spotkaniami z ludźmi i rozmową. Co z tego, że otrzymam jakiegoś SMS-a i na niego odpiszę, skoro to nadal nie jest to samo, co rozmowa z drugim człowiekiem. Żałuję i ubolewam, że młodzi ludzie skupiają się wyłącznie na wirtualnej konwersacji i sięgają tylko do wirtualnego świata, zapominając o tym, co dzieje się wokół.
Z.M.: Społeczeństwo chce wszystkiego naraz, od zaraz.
B.S.: Życie płynie bardzo szybko. Używając technologii, faktycznie pewne wiadomości można wysłać szybciej, bo świat pędzi w zastraszającym tempie, ale my, jako ludzie, nie mamy dla siebie czasu. Większość z nas mówi „Nie mam czasu!”, a przecież rozmowy bywają inspirujące. Wolę żywe, bezpośrednie spotkanie, bo to właśnie ono najbardziej uszlachetnia i podnosi poziom intelektualny.
Kolejna część wywiadu ukaże się już wkrótce. Zapraszamy do lektury.
Zuzanna Menard: Skąd w takim razie wzięła się Pani miłość do literatury?
Barbara Stajkowska: Nie potrafię wskazać, kto mnie do tego zainspirował, i skąd bierze się to uczucie. Poezję ukochałam jako piękną dziedzinę literatury. Czytać lubiłam od dziecka. Jako mała dziewczynka uczyłam się czytać; lubiłam robić to od deski do deski. Moja mama co prawda trochę czytała, była dość oczytaną osobą, jednak nie miała na to zbyt wiele wolnego czasu, bo musiała zająć się rodziną i dziećmi, ale nadal nie jestem w stanie wskazać, gdzie właściwie zaczęła się moja miłość do literatury. Czytanie mnie wciągnęło, można powiedzieć, jak magnes. Bez czytania nie wyobrażam sobie mojej twórczości… Pisać uczyłam się sama; składałam literki, proste wyrazy. Wydaje mi się, że najbardziej rozkrzewiło się to w szkole średniej, kiedy prowadziłam zeszyt, gdzie wpisywały mi się koleżanki i koledzy. On zapełniony był tylko do połowy, więc postanowiłam to wykorzystać; odwróciłam go, zagięłam kartki i napisałam słowo „wiersze”. Tam postanowiłam zapisywać pierwsze wiersze wynikające z uniesień, miłostek, miłości. Było to bardzo naiwne, można powiedzieć, ale stanowiło to początek i pewnie wiele osób właśnie tak zaczynało. Ja się tego nie wstydzę; do dzisiaj to [twórczość z okresu szkoły średniej - red.] mam, a oprócz tego prowadziłam także dzienniki, w których zapisywałam niemalże każdy dzień, ale w jednym z zeszytów, które traktowałam jak dzienniki, zamieszczałam też recenzje, bo ja opisywałam różne rzeczy. Na przykład podobał mi się Teatr Telewizji, który namiętnie oglądałam, nie tylko z konieczności… Czasem opisywałam po prostu to, co się wydarzyło, zarówno w życiu społecznym, jak i w moim otoczeniu. Były też listy, jedna z moich ulubionych form pisarskich, które lubiłam pisać i czytać. Gdybym nie zaczęła od prostych, trywialnych wierszy, i najprostszej prozy, dziś nie byłabym pewnie na tym etapie, na którym jestem.
Z.M.: Ciekawi mnie kwestia listów. Osobiście ubolewam nad tym, że młodsze pokolenia, mimo iż mają okazje, by pisywać do siebie w tej formie, nie robią tego. Zdaje się, że listy są dziś mało praktycznym rozwiązaniem, jeśli mówimy o komunikacji międzyludzkiej.
B.S.: Wielka szkoda, bo czytanie listów, weźmy te miłosne, to coś pięknego, naprawdę. Dzisiaj, widzę i słyszę dookoła, pisze się rzeczywiście SMS-y, MMSy; wszystko odbywa się elektronicznie. Używanie żywego słowa w ogóle zanika - młodzi ludzie rozmawiają ze sobą poprzez smartfon, nie korzystają z żywej mowy, tylko wolą spojrzeć w internet i sobie odczytać recenzję na przykład dotyczącą jakiejś lektury. A jeśli chodzi o listy: szkoda, wielka szkoda. Dzisiaj mało się pisze i nawet mało kartek wysyła się w okresach świątecznych, chociaż ja sama o nich pamiętam. Kilka listów zachowałam; lubię do nich zaglądać, bo one też mnie wzbogaciły.
Z.M.: Technologia zamyka nas na drugiego człowieka?
B.S.: Bezwzględnie tak, bo, tak jak powiedziałam, chodzi tu o żywe słowo, o rozmowę, coś żywego, coś bezpośredniego. Przepadam za spotkaniami z ludźmi i rozmową. Co z tego, że otrzymam jakiegoś SMS-a i na niego odpiszę, skoro to nadal nie jest to samo, co rozmowa z drugim człowiekiem. Żałuję i ubolewam, że młodzi ludzie skupiają się wyłącznie na wirtualnej konwersacji i sięgają tylko do wirtualnego świata, zapominając o tym, co dzieje się wokół.
Z.M.: Społeczeństwo chce wszystkiego naraz, od zaraz.
B.S.: Życie płynie bardzo szybko. Używając technologii, faktycznie pewne wiadomości można wysłać szybciej, bo świat pędzi w zastraszającym tempie, ale my, jako ludzie, nie mamy dla siebie czasu. Większość z nas mówi „Nie mam czasu!”, a przecież rozmowy bywają inspirujące. Wolę żywe, bezpośrednie spotkanie, bo to właśnie ono najbardziej uszlachetnia i podnosi poziom intelektualny.
Kolejna część wywiadu ukaże się już wkrótce. Zapraszamy do lektury.
PRZECZYTAJ JESZCZE