Literatura w życiu człowieka - wywiad z Barbarą Stajkowską, część VII
Fot. Barbara Stajkowska
W listopadzie bieżącego roku odbędzie się w Grudziądzu wieczorek poetycki jednej z najbardziej aktywnych grudziądzkich twórczyń literackich. Barbara Stajkowska związana jest z życiem kulturalnym miasta od wielu lat; była członkinią wielu stowarzyszeń i klubów zrzeszających osoby powiązane z działalnością literacką, a także artystyczną. Dzisiaj Barbarę Stajkowską można spotkać podczas Twórczych Spotkań Przy Kawie organizowanych przez Dariusza Dłużyńskiego, podczas których dzieli się zamiłowaniem do słowa, a szczególnie poezji. Autorka wydała kilka tomików poetyckich, takich jak „Odrodzone źródło”, „Drzewa życia mego owoce”, a także „Droga ku światłu”.
REKLAMA
Poprzednia część wywiadu
Zuzanna Menard: Zastanawiam się, czy ten pozorny brak zainteresowania wśród młodzieży nie jest spowodowany strachem albo obawą przed odrzuceniem. Być może lękają się, że poezja nie jest dla nich lub boją się, że przychodząc, ośmieszą się w pewien sposób przed rówieśnikami…
Barbara Stajkowska: Trzeba mieć możliwość dotarcia do młodego człowieka. Nie jest to zależne od autora. Dobrze, jeżeli pojawi się taka możliwość, nawet gdyby dotyczyło to dzieci, bo przecież wśród członków Twórczych Spotkań Przy Kawie jest człowiek, który zajmuje się pisaniem bajek dla dzieci i rozmawia z małymi, którzy zadają mu pytania i jest to ciekawe. Kiedyś miałam tak, że wstydziłam się wyjść ze swoją twórczością do ludzi (młody człowiek się zamyka, trzyma w szufladzie to, co napisze, bo boi się wyśmiania, boi się, że zostanie niezrozumiany). Nie jestem zwolennikiem złośliwej krytyki; wolę raczej tę życzliwą, żeby drugiej osobie pokazać, na bazie moich doświadczeń, że ten sam tekst można napisać inaczej. Chodzi o to, żeby kogoś uwrażliwić, tak bym to ujęła, ale rzeczywiście my wszyscy kiedyś tak zaczynaliśmy, że baliśmy się wyjść z tym do innych, bo mogliby nas wyśmiać, bo moglibyśmy zostać wyśmiani, ale ja się w którymś momencie odważyłam. To też był proces, to nie zadziało się od razu: to było jedno spotkanie, drugie spotkanie, trzecie i powolutku… Dziś mogę powiedzieć, że piszę od co najmniej trzydziestu pięciu lat i jeszcze nie mogę powiedzieć, że umiem pisać. Autor, który powie, że już umie pisać; ja taką osobą w ogóle nie jestem zainteresowana; nigdy bym takiego autora nie przeczytała, bez względu na to, jak piękne byłoby to, co napisał. Bo nigdy nie umiemy wszystkiego zrobić w sposób tak doskonały, żeby nic już nie trzeba było poprawiać. A to poprawianie to także wiele w zakresie literatury znaczy. Dodam, że nie cierpię w twórczości literackiej epigonizmu. I nie lubię także pastiszu; dla mnie to tylko naśladownictwo, co nie znaczy, że nie szanuję osób uprawiających taką formę. Osobiście wolę wypracować sobie własny styl, jakikolwiek on jest . Nikogo nie udaję.
Z.M.: Czy w takim razie pisanie ma sens? Skoro nigdy nie będziemy w stanie powiedzieć: „Jestem świetnym pisarzem i to, co piszę jest genialne”.
B.S.: Ma to sens, bo inaczej stwierdzilibyśmy, że już umiemy wszystko i zatrzymalibyśmy się, byśmy się nie rozwijali i nie bylibyśmy kreatywni. Mnie zależy na przykład na tym, aby się rozwijać. Jeśli ja bym powiedziała: „Ja już umiem”, zatrzymałabym się. Owszem, potrafię co nieco napisać, ale ciągle coś modyfikuję, ciągle coś zmieniam, żeby nadać temu określony kształt, formę. I jeśli widzę, że w danym tekście wszystko jest opowiedziane tak, jak chcę, to znaczy to, że ten tekst, bez względu na to, czy to proza, czy to wiersz, jest skończony. Nie wyobrażam sobie, żeby ktoś mógł zatrzymać się na etapie pisania nawet i przez pięćdziesiąt, lub więcej, lat. Dla mnie pisanie to ciągła, permanentna nauka.
Z.M.: Czyli nawet, jeśli nie znamy celu ani sensu, musimy po prostu iść? Czy takie właśnie jest zadanie literatów i czytających?
B.S.: Trzeba wciąż iść naprzód. Po co my piszemy? Po co my tworzymy? Jak coś napiszemy, na tym mamy zakończyć? Po to to robimy? Wydaje mi się, że to mijałoby się z celem i z sensem. Ja w swojej twórczości, poezji, odnalazłam własną drogę, wyznaczyłam sobie cel. Dokąd mnie to zaprowadzi - tego nie wiem, ale dla mnie to jest nieustanna nauka. Ciągle czegoś się uczę, nie chcę tu powtarzać czyichś słów, ale nie umiem tego doprecyzować. Chodzi o to, żeby się nie ograniczać. Znam osobę, która napisała już osiemnaście tysięcy wierszy, dużo prozy i tak dalej, ale o sobie mówi, że jeszcze nie potrafi dobrze pisać, że wciąż jest na początku drogi, co jest piękne. Taki człowiek cały czas się rozwija i można by o nim powiedzieć, że jest poetą, prozaikiem. A wciąż mówi o sobie, że jest na początku. Ja także jestem w drodze. Każdy ma swój punkt widzenia, ale wiem, że ja ciągle dokądś zmierzam. Ruszam się. Idę do przodu.
Kolejna część wywiadu już wkrótce. Zapraszamy do lektury.
Zuzanna Menard: Zastanawiam się, czy ten pozorny brak zainteresowania wśród młodzieży nie jest spowodowany strachem albo obawą przed odrzuceniem. Być może lękają się, że poezja nie jest dla nich lub boją się, że przychodząc, ośmieszą się w pewien sposób przed rówieśnikami…
Barbara Stajkowska: Trzeba mieć możliwość dotarcia do młodego człowieka. Nie jest to zależne od autora. Dobrze, jeżeli pojawi się taka możliwość, nawet gdyby dotyczyło to dzieci, bo przecież wśród członków Twórczych Spotkań Przy Kawie jest człowiek, który zajmuje się pisaniem bajek dla dzieci i rozmawia z małymi, którzy zadają mu pytania i jest to ciekawe. Kiedyś miałam tak, że wstydziłam się wyjść ze swoją twórczością do ludzi (młody człowiek się zamyka, trzyma w szufladzie to, co napisze, bo boi się wyśmiania, boi się, że zostanie niezrozumiany). Nie jestem zwolennikiem złośliwej krytyki; wolę raczej tę życzliwą, żeby drugiej osobie pokazać, na bazie moich doświadczeń, że ten sam tekst można napisać inaczej. Chodzi o to, żeby kogoś uwrażliwić, tak bym to ujęła, ale rzeczywiście my wszyscy kiedyś tak zaczynaliśmy, że baliśmy się wyjść z tym do innych, bo mogliby nas wyśmiać, bo moglibyśmy zostać wyśmiani, ale ja się w którymś momencie odważyłam. To też był proces, to nie zadziało się od razu: to było jedno spotkanie, drugie spotkanie, trzecie i powolutku… Dziś mogę powiedzieć, że piszę od co najmniej trzydziestu pięciu lat i jeszcze nie mogę powiedzieć, że umiem pisać. Autor, który powie, że już umie pisać; ja taką osobą w ogóle nie jestem zainteresowana; nigdy bym takiego autora nie przeczytała, bez względu na to, jak piękne byłoby to, co napisał. Bo nigdy nie umiemy wszystkiego zrobić w sposób tak doskonały, żeby nic już nie trzeba było poprawiać. A to poprawianie to także wiele w zakresie literatury znaczy. Dodam, że nie cierpię w twórczości literackiej epigonizmu. I nie lubię także pastiszu; dla mnie to tylko naśladownictwo, co nie znaczy, że nie szanuję osób uprawiających taką formę. Osobiście wolę wypracować sobie własny styl, jakikolwiek on jest . Nikogo nie udaję.
Z.M.: Czy w takim razie pisanie ma sens? Skoro nigdy nie będziemy w stanie powiedzieć: „Jestem świetnym pisarzem i to, co piszę jest genialne”.
B.S.: Ma to sens, bo inaczej stwierdzilibyśmy, że już umiemy wszystko i zatrzymalibyśmy się, byśmy się nie rozwijali i nie bylibyśmy kreatywni. Mnie zależy na przykład na tym, aby się rozwijać. Jeśli ja bym powiedziała: „Ja już umiem”, zatrzymałabym się. Owszem, potrafię co nieco napisać, ale ciągle coś modyfikuję, ciągle coś zmieniam, żeby nadać temu określony kształt, formę. I jeśli widzę, że w danym tekście wszystko jest opowiedziane tak, jak chcę, to znaczy to, że ten tekst, bez względu na to, czy to proza, czy to wiersz, jest skończony. Nie wyobrażam sobie, żeby ktoś mógł zatrzymać się na etapie pisania nawet i przez pięćdziesiąt, lub więcej, lat. Dla mnie pisanie to ciągła, permanentna nauka.
Z.M.: Czyli nawet, jeśli nie znamy celu ani sensu, musimy po prostu iść? Czy takie właśnie jest zadanie literatów i czytających?
B.S.: Trzeba wciąż iść naprzód. Po co my piszemy? Po co my tworzymy? Jak coś napiszemy, na tym mamy zakończyć? Po to to robimy? Wydaje mi się, że to mijałoby się z celem i z sensem. Ja w swojej twórczości, poezji, odnalazłam własną drogę, wyznaczyłam sobie cel. Dokąd mnie to zaprowadzi - tego nie wiem, ale dla mnie to jest nieustanna nauka. Ciągle czegoś się uczę, nie chcę tu powtarzać czyichś słów, ale nie umiem tego doprecyzować. Chodzi o to, żeby się nie ograniczać. Znam osobę, która napisała już osiemnaście tysięcy wierszy, dużo prozy i tak dalej, ale o sobie mówi, że jeszcze nie potrafi dobrze pisać, że wciąż jest na początku drogi, co jest piękne. Taki człowiek cały czas się rozwija i można by o nim powiedzieć, że jest poetą, prozaikiem. A wciąż mówi o sobie, że jest na początku. Ja także jestem w drodze. Każdy ma swój punkt widzenia, ale wiem, że ja ciągle dokądś zmierzam. Ruszam się. Idę do przodu.
Kolejna część wywiadu już wkrótce. Zapraszamy do lektury.
PRZECZYTAJ JESZCZE