Poetycko o kochaniu - rozmowa z Dariuszem Dłużyńskim, część VI
Fot. Dariusz Dłużyński
25 lipca 2023 roku odbyła się promocja tomiku poetyckiego zatytułowanego „... bo kocham wciąż...”, którego Autorem jest jeden z najbardziej zaangażowanych i rozpoznawalnych grudziądzkich twórców - Dariusz Dłużyński. Zapraszamy do zapoznania się z wywiadem przeprowadzonym z Poetą.
REKLAMA
Zuzanna Menard: Wcześniej powiedziałeś, że powszechnie kojarzy się Ciebie z „Bo ja proszę pani…”. Może to trudne i niefortunne zagadnienie, ale zastanawia mnie, która z trzech wydanych przez Ciebie książek jest Ci najbliższa.
Dariusz Dłużyński: Ostatnia. A dlaczego? Bo została wylicytowana na aukcji, a dochód w wysokości pięciuset złotych został przeznaczony dla Bartusia, któremu pomagamy bardzo długo. Uważam, że ten tomik pomógł najbardziej i dlatego jest najlepszy. Ale wydaje mi się też, że niezwykle ważny jest dla mnie tomik pierwszy; dzięki „Schodom życia” poczułem, że mogę coś zrobić, mogę coś wydać. Po pierwszym wieczorku autorskim ludzie potrafili mnie zatrzymywać i rozmawiać o tym, co przeczytali, i udowodniło mi to, że warto jest pisać i wydawać. Fajnie, że ktoś chce to czytać, że ktoś ma to na swojej półce. Mam tu na myśli coś więcej niż czytanie - chodzi mi o samą pamiątkę z dedykacją. Jesteśmy grudziądzkimi artystami, po których coś pozostanie. Moim największym wydarzeniem był więc tomik pierwszy. Drugi tomik przygotowywałem trochę dłużej, bo zależało mi na obrazach Heleny Rydellek. Pomysł na trzeci tomik powstał z kolei pod wpływem impulsu - zobaczyłem pewien obraz i postanowiłem, że zadzwonię do Krzysia, od którego otrzymałem zgodę na zamieszczenie jego obrazów w tomiku. Całość powstała dosyć szybko, spontanicznie. Wiersze dobierałem w zależności od tego, jakie obrazy mnie interesowały. W kolejnej książce natomiast pojawią się obrazy Piotra Lewandowskiego. Wcześniej nigdy nie rozumiałem tego rodzaju sztuki. Słyszałem, że to wojna barw i kresek, ale dopiero z czasem zrozumiałem (po rozmowie z Piotrem), że się myliłem. Tego typu prace mają swój przekaz i to bardzo duży. Wiem, że są ludzie, którzy znają się na sztuce i którzy spojrzą na coś kątem oka, żeby stwierdzić, czy coś im się podoba lub nie, ale ja od samego dzieciństwa nie lubiłem sztuki. Nawet kiedy miałem w rękach komiks „Tytus, Romek i A’Tomek”, czułem, że jest to dla mnie śmieszne. Dopiero dziś dostrzegam, że sztuka jest poważna, a już na pewno w wykonaniu Piotrka.
Z.M.: W jaki sposób autor dokonuje selekcji wierszy, które pojawią się w tomiku?
D.D.: Jestem strasznym bałaganiarzem. Często dokonuję wyboru na spontanie, opierając się na tym, czy dany utwór był już wydany czy też nie. Jestem bardzo spontaniczny i jeśli ktoś mi coś wytknie, na przykład błąd ortograficzny, ja się nie obrażam i wręcz dziękuję za zwrócenie uwagi. Jestem takiemu komuś wdzięczny, bo zdaję sobie sprawę z tego, jaki ja jestem i wiem, że na spontanie można dużo popsuć. Sądzę, że każdy ma prawo wyrazić swoją opinię, choć ja osobiście nie krytykuję. Jeśli wiersz mi się nie podoba, po prostu go nie skomentuję i nie pochwalę. Staram się nie krytykować, bo wiem, że przez to adresaci krytyki mogą się zamknąć.
Z.M.: Bardzo dziękuję za rozmowę. Jestem pewna, że wywiad z Tobą zachęci Czytających do lektury Twojego najnowszego tomiku „… bo kocham wciąż…”
D.D.: Ja również dziękuję.
Dariusz Dłużyński: Ostatnia. A dlaczego? Bo została wylicytowana na aukcji, a dochód w wysokości pięciuset złotych został przeznaczony dla Bartusia, któremu pomagamy bardzo długo. Uważam, że ten tomik pomógł najbardziej i dlatego jest najlepszy. Ale wydaje mi się też, że niezwykle ważny jest dla mnie tomik pierwszy; dzięki „Schodom życia” poczułem, że mogę coś zrobić, mogę coś wydać. Po pierwszym wieczorku autorskim ludzie potrafili mnie zatrzymywać i rozmawiać o tym, co przeczytali, i udowodniło mi to, że warto jest pisać i wydawać. Fajnie, że ktoś chce to czytać, że ktoś ma to na swojej półce. Mam tu na myśli coś więcej niż czytanie - chodzi mi o samą pamiątkę z dedykacją. Jesteśmy grudziądzkimi artystami, po których coś pozostanie. Moim największym wydarzeniem był więc tomik pierwszy. Drugi tomik przygotowywałem trochę dłużej, bo zależało mi na obrazach Heleny Rydellek. Pomysł na trzeci tomik powstał z kolei pod wpływem impulsu - zobaczyłem pewien obraz i postanowiłem, że zadzwonię do Krzysia, od którego otrzymałem zgodę na zamieszczenie jego obrazów w tomiku. Całość powstała dosyć szybko, spontanicznie. Wiersze dobierałem w zależności od tego, jakie obrazy mnie interesowały. W kolejnej książce natomiast pojawią się obrazy Piotra Lewandowskiego. Wcześniej nigdy nie rozumiałem tego rodzaju sztuki. Słyszałem, że to wojna barw i kresek, ale dopiero z czasem zrozumiałem (po rozmowie z Piotrem), że się myliłem. Tego typu prace mają swój przekaz i to bardzo duży. Wiem, że są ludzie, którzy znają się na sztuce i którzy spojrzą na coś kątem oka, żeby stwierdzić, czy coś im się podoba lub nie, ale ja od samego dzieciństwa nie lubiłem sztuki. Nawet kiedy miałem w rękach komiks „Tytus, Romek i A’Tomek”, czułem, że jest to dla mnie śmieszne. Dopiero dziś dostrzegam, że sztuka jest poważna, a już na pewno w wykonaniu Piotrka.
Z.M.: W jaki sposób autor dokonuje selekcji wierszy, które pojawią się w tomiku?
D.D.: Jestem strasznym bałaganiarzem. Często dokonuję wyboru na spontanie, opierając się na tym, czy dany utwór był już wydany czy też nie. Jestem bardzo spontaniczny i jeśli ktoś mi coś wytknie, na przykład błąd ortograficzny, ja się nie obrażam i wręcz dziękuję za zwrócenie uwagi. Jestem takiemu komuś wdzięczny, bo zdaję sobie sprawę z tego, jaki ja jestem i wiem, że na spontanie można dużo popsuć. Sądzę, że każdy ma prawo wyrazić swoją opinię, choć ja osobiście nie krytykuję. Jeśli wiersz mi się nie podoba, po prostu go nie skomentuję i nie pochwalę. Staram się nie krytykować, bo wiem, że przez to adresaci krytyki mogą się zamknąć.
Z.M.: Bardzo dziękuję za rozmowę. Jestem pewna, że wywiad z Tobą zachęci Czytających do lektury Twojego najnowszego tomiku „… bo kocham wciąż…”
D.D.: Ja również dziękuję.
PRZECZYTAJ JESZCZE