reklama
kategoria: Ludzie Mówią
15 luty 2023

Wieniec laurowy (i pozostałe profity)

fot. MZ/TM
O olimpiadach i konkursach można by rozprawiać nieskończenie długo. Opinie na ich temat bywają bowiem różne: dla jednych są one jedynie stratą czasu, który należałoby przeznaczyć na coś bardziej przyziemnego i praktycznego, a jeszcze inni określają te zawody jako szansę na sukces i poszerzanie własnych horyzontów. Jak jednak faktycznie maluje się rzeczywistość olimpijczyków? Co tak naprawdę kryje się pod pojęciem „zakuwania” i czy szczere oddanie się nauce oddala nas od tego, co oferuje nam młodość? Wspólnie z Matyldą, uczennicą I Liceum Ogólnokształcącego w Grudziądzu a także uczestniczką LIII Olimpiady Literatury i Języka Polskiego, postaramy się poruszyć najważniejsze kwestie związane z tym, na co uczestnictwo w olimpiadzie ma największy wpływ.
REKLAMA
Zuzanna Menard: Zacznę banalnie, bo od najprostszego w świecie pytania. Czym jest dla ciebie OLiJP? I nie mam tu na myśli żadnych definicji, a chcę raczej, żebyś zdradziła, jak ją „czujesz”.

Matylda: To przede wszystkim wyzwanie, które pozwala sprawdzić, czy jestem w stanie pokonać swoje słabości i napisać pracę na poziomie bardziej zaawansowanym niż te, jakie znałam do tej pory. Jest to dobra okazja, aby faktycznie zająć się tym, co najbardziej mnie interesuje, a więc literaturą i językoznawstwem.

Z.M.: Wciąż nie mogę wyjść z podziwu, kiedy spotykam innych młodych składających tak piękne wyznania... (śmiech). Wydaje mi się, że w polskim społeczeństwie (i wśród większości młodzieży) nie ma zbyt wiele miejsca na zachwyt nad książką i kulturą jako taką. Skąd wobec tego Twoje zamiłowanie?

M.: Czytanie książek od zawsze było dla mnie niezwykle ważne, w zasadzie od dzieciństwa sprawia mi ono wielką radość. W taki też sposób zostałam wychowana: tata czytał mi do snu i możliwe, że wtedy to wszystko się zaczęło. Odkąd pamiętam imponowały mi światy, które dopiero można by stworzyć... Poza tym jest też proces samego pisania i poznawania mechanizmów, jakie się na pisanie składają. To niesamowite.

Z.M.: Mówisz o kreacji nowych światów. A jak literatura ma się do świata, w jakim funkcjonujesz na co dzień? Czy pozwalasz jej wnikać do Twojej rzeczywistości czy jednak starasz się zachować bezpieczny dystans?

M.: Schemat jest dosyć prosty. Zauważyłam na przykład, że im więcej poezji romantycznej czytam, tym piękniejsze staje się otoczenie.

Z.M.: A więc obie wpadamy w tę pułapkę!

M.: Tak! Sposób, w jaki postrzegam świat bardzo często zależy od pozycji, jakie w danym momencie czytam. Sprzyja to rozczarowaniom. Ale, na szczęście, potrafię się z tego w porę wycofać i zająć czymś zupełnie innym. Biologią chociażby.

Z.M.: Właśnie, à propos biologii. Istnieje odwieczny konflikt między naukami ścisłymi a humanistycznymi. Jak Twoje otoczenie reaguje na to, że pochłania Cię właśnie ta, a nie inna dziedzina wiedzy? Co na to rodzice?

M.: Myślę, że rodzice woleliby po prostu, żebym nie ślęczała tyle nad książkami. Dotyczy to szczególnie okresu przed etapem okręgowym, gdzie nauka faktycznie stała się bardziej zaawansowana. Jest to jednak związane z ich troską, a nie krytyką. Rodzice akceptują moje zainteresowania; sami zresztą są pod wrażeniem, kiedy wbiegam na kolację i zaczynam opowiadać o tym, co zrobił Mickiewicz i w jakim dziele, i kiedy (śmiech). Ciekawe jest to, że dotąd nikt w rodzinie nie interesował się tym, co ja, aż w takim stopniu. Przez to materiały do nauki muszę kompletować od podstaw, na własną rękę.

Z.M.: Czy znalezienie materiałów sprawia Ci duże trudności? W porówaniu do pozostałych uczestników olimpiady zamieszkujemy dosyć małe miejscowości, gdzie trudno o prawdziwe „perełki” albo o możliwość zapoznania się z każdą z pozycji zamieszczonych w bibliografii.

M.: Część ze starszych opracowań łatwo znaleźć w Internecie, ale one nie zawsze wystarczają. Podczas pisania pracy na I etap zabrakło mi naprawdę ważnej pozycji, ale starałam się posiłkować „zamiennikiem”, który znalazłam w bibliotece miejskiej. Poza tym poszukiwałam materiałów przed monitorem w czytelni – było to jednak związane z pewną niewygodą, bo trudno mi było zebrać materiał, z którym przecież nie mogę wrócić do domu.

Z.M.: A szkoła? Jako składowa olimpijskiej rzeczywistości?

M.: Miałam okazję oderwać się od niej na moment i skorzystać z pomocy nauczycieli. Gdyby nie ta pomoc, i związane z nią odciążenie, nie spałabym w ogóle (śmiech). Nie jest raczej tak, że zostaje się na lodzie.

Z.M.: Sen. Na wspomnienie epizodu olimpijskiego nawet teraz przechodzą mnie ciarki; też wtedy nie sypiałam, a jeśli już to śniłam sobie olimpiadę. Myślę, że tylko ci, którzy biorą w niej udział, są w stanie to pojąć. Zapytam Cię otwarcie: co dzieje się za zamkniętymi drzwiami w pokoju olimpijczyka, skoro nie sypia?

M.: Stresuje się, rozpacza, płacze, ale nie tylko! W pierwszym tygodniu po ogłoszeniu wyników I etapu nie panikowałam. Miałam przed sobą perspektywę ferii, dzięki którym mogłabym rozplanować sobie naukę. Pierwszego tygodnia założyłam, że każdego dnia muszę poświęcić co najmniej trzy godziny na olimpiadę, jednak nigdy nie kładłam się spać później niż o pierwszej w nocy; mimo okoliczności nadal trzeba o siebie dbać. Gramatyka i rozkłady zdań były w porządku. Dopiero później zorientowałam się, że brakuje mi kilku lektur renesansowych. Zaczęłam więc panikować na serio, a że drugi tydzień ferii miałam spędzić z rodziną u babci, sprawy trochę się pokomplikowały. Poza tym – im więcej się uczę, tym lepiej widzę, ile jeszcze rzeczy do opanowania mi zostało.

Z.M.: Stres i rozpacz? Po co więc olimpiada? Czy to wizja zwolnienia z pisania matury każe zagryźć Ci zęby?

M.: Przed przyjściem do liceum odbyłam z mamą rozmowę. Powiedziałam, że chcę wziąć udział w olimpiadzie z przedmiotu obowiązkowego, żebym mogła zostać zwolniona choć z jednej matury. Wiem z doświadczenia, jak to wyglądało przy egzaminie ósmoklasisty – byłam z niego zwolniona, więc fajnie było obudzić się o 11.00, kiedy moi znajomi musieli być w szkole od 9.00. Zresztą to nie tak, że zawsze jest źle. Przecież nadal lubię to, co robię, i łączę to z pożytecznym. Mimo tego, że bywa ciężko, olimpiada otworzyła mi oczy na nowe możliwości. Gdyby nie ona, nie przeczytałabym pewnie prac Pigonia czy Konrada Górskiego, bo mogłabym wziąć je za nudne (śmiech)...

Z.M.: Mówisz „Pigoń”, a ja śmieję się razem z Tobą. Jak bardzo jest to potrzebne, żeby się nie zgubić w temacie i mieć przy sobie ludzi „zafiksowanych” na tym samym punkcie? Ułatwia Ci to pracę? Sama miałam ogromną przyjemność pracować z niesamowitymi ludźmi z różnych części kraju. Wspieraliśmy się, wysyłaliśmy memy literackie (których, nie ukrywam, nie zrozumiałby ktoś „z zewnątrz”) i generalnie – wspólnie rozwiązywaliśmy nawet duchowe rozterki. Jedna z uczestniczek do teraz pozostaje moją przyjaciółką.

M.: Póki co, nie zdążyłam jeszcze zżyć się z grupą olimpijską, ale jest szansa, że to się z czasem zmieni. Nie przepadam zresztą za rozmową głosową... Ale! W klasie mam grupę bliskich znajomych i razem komentujemy wieszczów. Być może na tle klasy wypada to nieco dziwnie, ale czuję, że należę do jakiejś wspólnoty. Jest to o tyle super, że potrafimy bardzo angażować się w to, co dzieje się na lekcji – szukamy jakichś smaczków w tekstach Krasińskiego na polskim i pewnie nikt nie wie, o co nam chodzi, ale my się świetnie bawimy. Szczególnie interesuje nas ship1 Słowacki-Krasiński (śmiech).

Z.M.: Zastanawiałaś się już co po liceum? Sama nienawidzę tego pytania, ale dlaczego tylko ja mam się frustrować?

M.: Hmm, myślałam trochę. Z jednej strony może i chciałabym iść na polonistykę; dowiadywanie się nowych rzeczy w tym zakresie musi być super, przebywanie w otoczeniu ludzi o podobnych zainteresowaniach też, lecz obawiam się, że mogłabym to wszystko znienawidzić, gdybym musiała pracować na studiach pod presją czasu i nie wiem, czy nie potraktować literatury jako takiej prywatnej pasji.

Z.M.: Sprytne podejście. W końcu studia to trochę taka niekończąca się olimpiada...

M.: Coś w tym jest. Jednak mimo zakresu obowiązków olimpida wiele wnosi do życia. To ciężka i żmudna praca, ale pozwala się sprawdzić.

Z.M.: Pozwala się sprawdzić i bada takie części nas, o których wcześniej nie myśleliśmy, że istnieją. Dziękuję za rozmowę! I powodzenia!

1 Ship – wiara bądź nadzieja w romantyczny związek dwóch osób (bez względu na okoliczności)
PRZECZYTAJ JESZCZE
pogoda Grudziądz
0.1°C
wschód słońca: 07:49
zachód słońca: 15:27
reklama

Kalendarz Wydarzeń / Koncertów / Imprez w Grudziądzu

kiedy
2024-12-14 20:00
miejsce
Pub Czarny Krążek, Grudziądz, ul....
wstęp biletowany
kiedy
2024-12-15 15:00
miejsce
Centrum Kultury Teatr, Grudziądz,...
wstęp biletowany
kiedy
2024-12-15 18:30
miejsce
Centrum Kultury Teatr, Grudziądz,...
wstęp biletowany
kiedy
2025-01-09 18:00
miejsce
Centrum Kultury Teatr, Grudziądz,...
wstęp biletowany